Praca w czasach zarazy (z dziećmi u boku)

Kilka miesięcy temu popełniłam wpis o macierzyństwie i powrocie do pracy. Podtrzymuję to co wtedy napisałam, ale jak wiadomo pandemia zmienia wszystko i ja także musiałam przystosować się do nowych warunków pracy zdalnej z dziećmi u boku.

Nie ukrywam było ciężko na początku. Pomoc dziadków (których na szczęście mamy tuż obok) była nieodzowna. Dzieci szalały, kłóciły się o wszystko, wisiały na nas, bo przecież są w domu z rodzicami i mają gdzieś, że ci muszą pracować, a z drugiej strony jak długo można im puszczać bajki. I tak sobie leciał czas, mieliśmy dość i my rodzice i dzieci. A po trzech tygodniach stał się cud. Dzieci się przystosowały, a my trochę odpuściliśmy i w efekcie wszystko zagrało. Z pomocy dziadków korzystamy sporadycznie, bardziej na zasadzie, bo dzieci chcą niż my potrzebujemy.

Jako, że charakter pracy Szanownego Małżonka wymaga osobnego pomieszczenia, i staramy się raczej przez te 8 godzin mu nie przeszkadzać, to na mnie spada w dużej mierze łączenie pracy z opieką nad dziećmi. I jak mówiłam, po koło trzech tygodniach stał się cud. Dzieci zaczęły się lepiej ze sobą dogadywać, bawić razem, a jak któreś chce osobno, to drugie mu nie przeszkadza, tylko znajduje sobie inne zajęcie. I tak bawią się w swoim pokoju, albo w salonie obok mojego biurka. Od kiedy zrobiło się ciepło siedzimy w ogrodzie. Bo mamy to szczęście, że mamy ogród i dzieci mogą spędzać teraz cały dzień na zewnątrz. Ja mam biuro na tarasie, wi-fi działa? spokojnie sobie pracuję, a dzieciaki bawią się w piaskownicy, jeżdżą na rowerach, albo szaleją w inny sposób. I tak sobie żyjemy już od kilku tygodni. Kilka godzin pracy rano, potem przerwa na zabawę, potem znowu kilka godzin pracy i około 17 jesteśmy już oboje z mężem gotowi do zabawy z dziećmi. Właściwie od poprzedniego mojego tekstu zmieniło się tylko to i aż to, że dzieci są znowu w domu. Nauczyłam się nowej rutyny, dostosowałam siebie, męża, dzieci do nowego planu dnia i nowych warunków, i dajemy radę. Nadal uważam, że potrzebuję czasu dla siebie, nadal uważam, że przedszkole to fajna sprawa zarówno dla dzieci, jak i rodziców, ale jednocześnie wiem, że dam radę pracować z dziećmi w domu.

Wiem, że nie każdy tak ma. Wiem, że nie u każdego to się sprawdzi, bo to zależy od tak wielu czynników, że nie sposób wymienić ich wszystkich (m.in. wiek i charakter dzieci, charakter pracy rodziców, dom czy mieszkanie, posiadanie lub brak ogrodu). U nas się sprawdziło i prawdę mówiąc dzieci niespecjalnie tęsknią za przedszkolem, a ja nauczyłam się pracować z nimi pod ręką. Jak uznamy, że mogą wrócić do przedszkola to wrócą, ale póki co kontynuujemy pracę zdalną z dziećmi w domu. Trzymajcie się i nie dajcie zwariować?

 

Zdjęcie: unsplash.com