Matka też człowiek

Rozmawiałam ostatnio z sąsiadką. Taką w wieku mojej mamy.  I powiedziała mi tak: „Kocham moje dzieci, ale jak poszły do przedszkola, a ja wróciłam do pracy to dopiero wtedy byłam naprawdę szczęśliwa. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci”.  I ja się bardzo z tym twierdzeniem zgadzam. Oczywiście jest mnóstwo kobiet, które kochają być mamami na pełen etat, są z tym szczęśliwe, a jak napisałam wcześniej szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci, i chwała im za to. Jest jednak całe grono kobiet, które poza byciem mamą, potrzebują realizować się także w innych dziedzinach. Kocham moje dzieci, ale odkąd oboje chodzą do przedszkola, a ja wracam powoli do pracy i realizuję własne, dorosłe projekty to kocham je jeszcze bardziej. I wiecie co? Paradoksalnie spędzam z dziećmi więcej czasu, niż gdy byli w domu. Po prostu mój plan dnia przewiduje czas na pracę i czas na zabawę z dziećmi. Przedtem to wszystko było pomieszane. Byłam z dziećmi, a jakby obok nich. Bawiłam się na dywanie, jednocześnie myśląc o tym, że nie zdążę ugotować obiadu, zrobić prania, napisać obiecanego tekstu itd. Pewnie, są rzeczy ważne i ważniejsze, obiad można zamówić, pranie może poczekać, łazienka nieposprzątana jeszcze przez jeden dzień nie zarośnie bardziej niż dzisiaj. Ale nie może tak być codziennie.

Dzieci chodzą do przedszkola. Na 8 godzin. Etat. Ja w tym czasie też mam etat – pracuję, piszę, nastawię obiad, jak trzeba to posprzątam. Na razie pracuję zdalnie – mogę sobie poukładać dzień jak mi się podoba. Popołudniu odbieram dzieci – wybawione, zadowolone i spędzam z nimi kolejne cztery godziny zanim pójdą spać. I jestem cała dla nich. Buduję babki z piasku, huśtam na huśtawce, jestem klientką w salonie fryzjerskim, gaszę pożary w domku dla lalek. A wieczorem, kiedy zasypiają, zamiast pracować, gotować i prać, odpoczywam. Oglądam z mężem serial, czytam książkę, albo po prostu rozmawiamy.

Przez pięć lat byłam mamą na pełen etat. To był fajny czas, nie żałuję decyzji o byciu z dziećmi w domu, ale dziś moje potrzeby się zmieniły. I myślę, że potrzeby moich dzieci też. Dzisiaj chcą się bawić z rówieśnikami, uczyć nowych rzeczy, których ja ich nauczyć nie mogę, albo nie potrafię. Na przykład Młoda chodzi na jogę. I autentycznie jej się to podoba. Pokazuje nam potem w domu pozycje, ćwiczenia, asany czy jak to się tam nazywa, których się nauczyła. Ciekawa jestem, jakie zainteresowania będzie miał Młody? A ja – znowu mogę pisać, czytać, tworzyć, pracować i uczyć się nowych rzeczy. W końcu życie zaczyna się po trzydziestce!