Gildia Zabójców – Małgorzata Stefanik

Do „Gildii zabójców” podchodziłam bez przekonania. Nastawiona byłam na lekturę w stylu new adult i owszem sporo cech typowych dla tego gatunku tutaj znalazłam, ale nie spodziewałam się, że autorka wyjdzie poza stereotypy i zaserwuje taką mieszankę kulturową.

Alyssa trafiła do Gildii jako dziecko. Szkolona przez najlepszych zabójców świata staje się doskonałą maszyną do zabijania. No prawie doskonałą, bo ma własne zdanie, zasady i sama wybiera cele. Szybko staje się ulubienicą króla. Niefortunny zbieg okoliczności powoduje, że musi odzyskać zaufanie współpracowników. Dostaje nowe zadanie, ale by je wykonać musi wyjechać na kilka miesięcy do Seulu. Zabiera ze sobą kilkoro współpracowników, którzy mają pomóc jej wykonać misję.  Ponadto wyjazd ma pomóc Alyssie w uporaniu się z jej własnymi demonami.  A tych ma całkiem sporo.

Alyssa to charakterna dziewczyna. Trauma z dzieciństwa spowodowała, że stała się twarda jak skała, wyprana z emocji, ale nie z zasad. Nie zabijała niewinnych, nie zabijała dla zabawy, aczkolwiek ukaranie winnych sprawiało jej dziką frajdę. Miała cel w życiu i wierzyła, że kiedyś go zrealizuje, po to wstąpiła do Gildii. Autorka stworzyła pewną siebie bohaterką, której orężem są nie tylko pistolety  i katana, ale i cięty język.  Alyssa nie da sobie w kaszę dmuchać, jest realistką, ale zrobi wszystko, by chronić najbliższe osoby. Jej rekrut Oliwier zawsze może na nią liczyć. Choć sam wydaje się być niewinnym blond chucherkiem, dziewczyna trenuje go na kolejnego zabójcę, dając mu nieco fory. Oliwier jest najbardziej wkurzającą i irytującą postacią w książce, ale dzięki niemu poznajemy Alyssę z tej bardziej prywatnej strony. Chłopak odsłania słabości dziewczyny, jej czułe punkty i pomaga czytelnikowi zobaczyć jej ludzką naturę.

Moim ulubieńcem jest Kitsune. Japoński zabójca, dziedzic azjatyckiej Gildii. Tajemniczy, mroczny, ponury – idealny materiał na obiekt westchnień.  Status jego relacji z Alyssą brzmi – to skomplikowane.  Nie wiemy co ich łączy, tylko co dzieli, a dzieli w zasadzie wszystko. Totalnym przeciwieństwem zarówno Gildii, jak i Kitsune jest koreański boysband Interstellar. Czwórka radosnych, beztroskich chłopców, cieszących się każdym dniem. Ich znajomość z Alyssą rozpoczyna się w nietypowy sposób, by później nabrać tempa.

Zaskakująco dobrze, jak na debiut, poprowadzona została fabuła (czytałam wersję autorską, bez poprawek redakcyjnych).  Jest przemyślana, logiczna, spójna. Nie ma doczepianych wątków, dziur w fabule, wszystko układa się w zgrabną całość. Widać, że autorka długo dopracowywała zarówno pomysł, jak i wykonanie, i nie był to stracony czas. Akcja powieści toczy się częściowo w Krakowie, a częściowo w Seulu. Dużym atutem powieści jest wprowadzenie koreańskiej popkultury, która w ostatnich latach szturmem zdobywa świat, a jej popularność widać również w Europie, także w Polsce.  Samo umiejscowienie akcji książki w Seulu jest ciekawym zabiegiem, bo to raczej nie jest popularne miasto w przypadku polskiej, czy w ogóle światowej literatury.

„Gildia zabójców” ma duży potencjał, by stać się serią książek, i jak sądzę taki zamysł ma autorka. Historia jest na tyle rozbudowana, że można wiele jej wątków rozwinąć w kolejnych tomach. Ponadto opowieść o Alyssie jest tak wciągająca, że występuje tutaj klasyczne zachowanie mola książkowego ‘jeszcze tylko jeden rozdział i idę spać’. Nie mogłam się oderwać, czytałam z wypiekami na twarzy, a zakończenie zaskoczyło mnie totalnie. Polubiłam bohaterów, mam swoich faworytów, jednym kibicowałam, innym życzyłam wszystkiego co najgorsze. Do tego świetny wątek kryminalny wpleciony w historię Alyssy, kupił mnie od pierwszego zdania. A to nie wszystko, co gwarantuje lektura „Gildii zabójców”. Zaskakujące zwroty akcji, nietypowe rozwiązania, nigdy nie jesteśmy pewni czy autorka tym razem pójdzie schematem, czy jednak pośle bohaterów w sam środek piekła.  A gdy czytelnikowi wydaje się, że już wszystko wie, autorka znowu zagra mu na nosie.

„Gildia zabójców” przypomina mi świetny cykl „Dom Nocy” P.C. i Kristin Cast, a także serię „Zew Nocy” autorstwa Keri Arthur. Historie są kompletnie różne, ale klimat powieści podobny. Mroczny, tajemniczy, a jednocześnie okraszony dziennym światłem i problemami zwykłych śmiertelników. Moim zdaniem „Gildia zabójców” to doskonała powieść, która zachwyci przede wszystkim fanów gatunku new adult, ale ponieważ książka łączy w sobie elementy kryminału, powieści obyczajowej i młodzieżowej, ma szansę dotrzeć do czytelników różnych gatunków, co daje jej spore szanse na odniesienie sukcesu na polskim rynku wydawniczym. Ja już w napięciu czekam na kolejne tomy, które mam nadzieję zaspokoją moją ciekawość, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów.

 

Za egzemplarz książki dzięki stokrotne dla https://www.gosiarella.pl/