Mniej, czyli trzy lata minimalizmu

Kiedy ponad trzy lata temu byłam w ciąży postanowiłam gruntownie posprzątać dom. Minęło półtora roku od remontu i pierwszych książkowych pożegnań i jakoś tak mnie przystopowało z porządkami. Przy okazji remontu pozbyłam się trochę książek i tyle. Nawet przez chwilę nie postała w mojej głowie myśl, żeby może przejrzeć też inne rzeczy. 

Lato 2013 – czytam „Lekcje Madame Chic” Jennifer L. Scott. Przerywam lekturę, żeby posprzątać szafę (większość tego typu książek tak działa, od razu chcesz sprzątać!). Wywalam kilka worków ciuchów.

To jest zdjęcie sprzed ponad 10 lat, data nieprawidłowa, ale 2006 to był na pewno. Nie patrzcie na mnie, tylko na szafę, to jest właśnie nasza stara szafa w zabudowie, którą ostatnio zdemontowaliśmy. Ale przede wszystkim patrzcie, ile tam rzeczy, ciuchów, perfum, porcelany i innych cudów. A jeszcze jest ta zamknięta część, w której też było nawalone (dosłownie) rzeczy. Książek mało, bo były na osobnym regale. I to wszystko było moje, bez męża!

 

Zima 2013/2014

Szósty/siódmy miesiąc ciąży – coraz szybciej się męczę, nie mam siły sprzątać, dobija mnie wycieranie z osobna każdej pierdoły stojącej na półce. Podejmuję decyzję – raz na zawsze rozprawienie się z nadmiarem. W ruch idą pudła i worki, pakuję i wynoszę, część od razu wylatuje z domu, część rzeczy ląduje na strychu, aby spokojnie na wiosnę można było wynieść je do odpowiednich instytucji (dotrzymałam słowa, nic z tych przedmiotów nie zostało, opuściły strych jak tylko odzyskałam formę po porodzie).

Biblioteczka (no dobra były jeszcze trzy inny regały) przed (luty 2014):

i po (luty 2017):

Luty 2017

Minęły trzy lata od wielkich (bo jak się okazało nie ostatecznych) porządków. Wyleciało wtedy wiele ubrań, książek, pierdółek typu figurki porcelanowe, jakieś ozdóbki, pocztówki i mnóstwo innych rzeczy, których już nawet nie pamiętam.  A potem było już tylko lepiej. Z porządkami trzeba uważać – uzależniają. Dlatego po tych pierwszych dużych porządkach, które w dużym stopniu odgruzowały mi przestrzeń, każde następne sprzątanie było raczej spontaniczne. Mój wzrok padał na jakąś książkę, o której pomyślałam, że już mi niepotrzebna i tak od jednej się zaczynało, a na dziesięciu kończyło . Albo otwierałam szafę, wyciągałam z niej jedną bluzkę, kolejną i kolejną i tak szło. Różnica była taka, że tym razem każda rzecz szła do pudła na odleżenie – około trzech miesięcy, pozwalało to wyeliminować ewentualne pozbycie się czegoś pod wpływem chwili. Chociaż prawdę mówiąc to może ze dwie rzeczy wróciły z powrotem, reszta zostawała już w pudle i po trzech miesiącach szła w świat.

Jak mówiłam minęły trzy lata. Mój dom nareszcie nabiera kształtów o jakich marzyłam. Mamy piękną, jasną sypialnię, która nie jest pusta, ale też niezagracona. Ozdobami są zdjęcia na ścianie, duża roślina doniczkowa i kolorowe okładki książek na niewielkim regale.  Dziecięcy pokój jest biało – kolorowy i taki spokojny. Pracuję nad salonem, ale to długi proces będzie, jednak wiem, że tak jak poprzednie projekty, i ten uda mi się zrealizować. Ale to taka dygresja.

A tak teraz wygląda nasza sypialnia:

Generalnie, co się zmieniło przez te trzy lata? Zniknęły:

– durnostojki (duuużo)

– książki (około tysiąca)

– papiery (całe tony)

– ciuchy (kilka worków, no dobra kilkanaście)

– meble (dwa duże regały i szafa w zabudowie – ale tę wymieniliśmy na tę białą, mniejszą).

A teraz przede mną nowe wyzwanie. Na wiosnę wchodzimy na strych – a tam jest może nie wszystko, ale sporo i wreszcie mogę się do tego dobrać!