O urządzaniu przestrzeni, czyli pierwsza długa historia

Zafiksowałam się ostatnio na urządzaniu wnętrz. To ostatnio trwa już jakieś pół roku, hmm w sumie to nawet więcej, bo od lutego. Wtedy zaczęłam szukać łóżka idealnego dla dwulatki, co by jej łóżeczko niemowlęce mogło posłużyć nienarodzonemu jeszcze wtedy bratu. Poszukiwania trwały ponad dwa miesiące i w końcu nabyłam łóżko Ikea minnen. Cudne. Ale ja nie o tym dzisiaj. Urządzanie pokoju dzieci trwa nadal, aczkolwiek jest już na ukończeniu i do końca roku powinno już być gotowe. Ale szukanie inspiracji, mebli odpowiednich i cała masa rewelacyjnych pomysłów i rozwiązań, na jakie natrafiłam spowodowały, że zaczęłam myśleć o urządzeniu naszego salonu i sypialni na nowo. I tak od kilku miesięcy spędzam całe godziny na stronie Ikea. A zaczęło się od katalogu z zeszłego roku i wspomnianego już łóżka dla Kuki.

Fragment pokoju Kuki

Dlaczego Ikea?
Ano dlatego, że meble mają proste, ładne (choć to rzecz gustu oczywiście) i wcale nie gorzej wykonane niż inne marki. Jeszcze kilka lat temu nie byłam fanką szwedzkiej sieciówki, jednak po urządzeniu pokoju dzieci wpadłam w nałóg.
Dylematy są dobre, a czas jeszcze lepszy
Należę do gatunku osób, które jak sobie coś wymyślą to chciałyby od razu to zrealizować. Na szczęście nie zawsze się tak da. Czas bowiem potrafi świetnie zweryfikować plany, pomysły i niejednokrotnie wyszło mi to na dobre. Tak samo mam teraz z projektowaniem sypialni i salonu. Cały wic polega na tym, że oba pomieszczenia zostaną zamienione. Obecna sypialnia ma prawie 26 m2, a salon 17 m2. Stało się tak dlatego, że sypialnia była kiedyś moim pokojem i jest tam ogromna zabudowana szafa, stąd automatycznie stała się naszą małżeńską sypialnią. Teraz chcemy zamienić pokoje tak, by sypialnia była w tym mniejszym, a salon w większym z powodów oczywistych. Podstawowym problemem jest więc szafa, którą musimy zrobić w nowej sypialni, by móc dokonać zamiany (bo resztę mebli można po prostu przenieść i potem wymieniać po kolei). Ktoś powiedziałby, że szafa to nie problem, bo można ją mieć w salonie, przynajmniej przez chwilę, otóż nie, nie można, ja nie mogę, nie potrafię, wkurzałoby mnie to codziennie, wolę poczekać, aż będę mieć tę szafę we właściwym pomieszczeniu. I teraz clou.

Nawet nie wiecie jak trudno o szafę idealną
Cholernie trudno. Koncepcji miałam już milion. A wczoraj pojawiła się kolejna. Miała być szafa w zabudowie, najpierw na jednej ścianie, potem na drugiej, a wczoraj stwierdziłam, że właściwie zabudowa mi niepotrzebna, wystarczą dwie nieduże szafy – jedna dla mnie, druga dla męża. Zdążyłam nawet wszystko pomierzyć, zmieści się bez problemu, nie będzie przytłaczająco, bo nie pod sam sufit, koszty mniejsze, bo ta w zabudowie to dodatkowo musiałaby być nietypowa bo docięta odpowiednio do skosu poddasza. I ta wersja już chyba zostanie.
A powiem Wam, że takich koncepcji dotyczących zarówno sypialni, jak i salonu to już miałam tyle, że sama się gubię. Dlatego dobre jest planowanie długoterminowe, zwłaszcza w przypadku rzeczy mających wystarczyć na lata. Mam szansę na stworzenie przestrzeni, która będzie dla nas idealna, i której nie będę chciała zmienić.
I te moje przygody wnętrzarskie będziecie mogli śledzić w najbliższym czasie. Znaczy tak przynajmniej przez rok. Bo mam Wam mnóstwo do pokazania.
Ps. Wracam też na instagram. Będzie dużo zdjęć. Nowy profil możecie polubić TUTAJ🙂 Aha i tak, nowa nazwa bloga to Chaos i ja, na razie na instagramie, a dopiero za jakąś chwilę dłuższą już oficjalnie.