Plusy minimalizmu

https://unsplash.com/photos/O3rmGgNYLKo
W trakcie lektury Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków Marty Sapały zastanawiałam się co zmieniło się w moim otoczeniu, odkąd wprowadziłam pewne ograniczenia. Celowo nie piszę narzuciłam, bo jest to dla mnie raczej dobrowolne postanowienie, niż ćwiczenie charakteru. I właściwie mogę napisać o trzech sprawach.

Po pierwsze mam mniej sprzątania. Niewiele rzeczy leży na wierzchu. Książki, kilka pamiątek i właściwie to wszystko.  Cała reszta jest albo schowana, albo dawno wyrzucona bądź przekazana komuś, komu przyda się bardziej niż mnie.  Przetarcie półek zajmuje mi  5 minut. Dosłownie pięć minut. W każdym pokoju.

Po drugie mniej kupuję. Wszystkiego – ciuchów, książek, kosmetyków. Zakupy ubraniowe z ostatnich osiemnastu miesięcy to jedna bluzka, jeden ciepły szal typu komin, dwie pary balerinek (po tym jak moja jedyna para dosłownie rozpadła się po krakowskiej sierpniowej ulewie), jedna para japonek, jedna spódnica, kilka par skarpetek.  Kosmetyki tylko te podstawowe (w moim pojęciu) szampon, odżywka do włosów, żel pod prysznic, dezodorant, pasta do zębów, tusz do rzęs, lakier do paznokci.  Książki to zdecydowanie mniej papieru, ale też mniej ogółem. W 2014 roku wszystkich książek kupiłam około 15, ale większość to jednak papier był. W tym roku jak dotąd nabyłam 23 tytuły, w tym  10 to papier, z czego 4 po przeczytaniu pójdą dalej w świat – kupiłam je w papierze tylko dlatego, że nie było ich w formie elektronicznej.

Po trzecie – po opróżnieniu półek, wyczyszczeniu otoczenia jakiś taki spokój mnie ogarnął. Naprawdę, zawsze lubiłam porządek, ale odkąd pozbyłam się wielu przedmiotów, to otacza mnie cisza i spokój. Żadnych nerwów, żadnych stresów, tylko ja  i przestrzeń. Nie czuję potrzeby kupowania, latania po sklepach, przeglądania godzinami stron internetowych, nie tylko tych książkowych, w poszukiwaniu przedmiotów, które chciałabym mieć, kupić, czytać, patrzeć na nie. A dzięki temu i troszkę więcej pieniędzy w portfelu zostaje – najbardziej budżet nadwyrężają mi właśnie książki, a we wrześniu postanowiłam złamać postanowienie niekupowania książek do końca roku,  i nabyć kilka tytułów, które od dawna są na mojej czytelniczej liście, a nie miałam możliwości zdobycia ich w inny sposób. Teraz jednak na liście widnieją już tylko bieżące tytuły, tak więc myślę, że w tym roku kupię jeszcze dwie książki – ebooki, a na przyszły rok to już będą to pojedyncze tytuły i może nawet zejdę poniżej 10 egzemplarzy.

Wracając do książki Marty Sapały, to podziwiam autorkę i uczestników eksperymentu, bo dokonali czegoś na co trudno się zdecydować przeciętnemu człowiekowi – kupowali tylko to co rzeczywiście absolutnie niezbędne. I to przez rok – z własnej woli. Nie wiem czy umiałabym aż tak się ograniczyć sama z siebie. To jak zredukowałam ilość przedmiotów i ograniczyłam kupowanie  wspomnianych książek, ciuchów, kosmetyków i tak uważam za duży sukces. A więcej o reportażu – eksperymencie Marty Sapały możecie przeczytać TUTAJ. A wy potrafilibyście ograniczyć kupowanie do tylko tych najpotrzebniejszych rzeczy?