Minimalizm kontra luksus

http://www.buzzfeed.com/morganshanahan/minimalist-hacks-to-maximize-your-life?crlt.pid=camp.L4RCKUq4oG0W#.sbxamJ995
Czytam sobie „Minimalizm po polsku” Anny Mularczyk – Meyer, czyli popularnej w minimalistycznej blogosferze Ajki, autorki Prostego bloga. Po raz pierwszy usłyszałam o tej książce, o autorce i blogu kilka miesięcy temu od Viv. Wówczas byłam dość sceptycznie nastawiona i do książki i do autorki. Zerknęłam na felietony na blogu Ajki i jakoś nie przypadły mi do gustu, tak więc po książkę nawet nie sięgałam. A teraz mnie naszło. I tak sobie czytam i czytam i coraz bardziej przekonuję się, że minimalistką to ja siebie nazywam dla ułatwienia, ale nigdy nią nie będę tak naprawdę. I cholernie mi z tym dobrze!
I nie chodzi tu o skrajny minimalizm, że wiecie ograniczam się do stu posiadanych przedmiotów, rezygnuję z dobrodziejstw techniki i w ogóle żyję w pustej przestrzeni, a najlepiej w maciupkiej kawalerce. Ta postawa minimalistyczna większości minimalistów jest obca, a mnie do niej bardzo daleko. Ale tak właściwie to ja po prostu porządkuję swoją przestrzeń – od tego się zaczęło i nadal trwa. Trochę zmian prywatno – zawodowych też powoli wprowadzam. Ale wiecie, ja kocham żyć! Tak zwyczajnie, radośnie, móc się cieszyć, a ten minimalizm w wydaniu autorki „Minimalizmu po polsku” jest jakiś taki smutny. Wszędzie ten zły, niedobry konsumpcjonizm – kojarzy mi się z pojęciem zgniłego kapitalizmu albo innego imperialistycznego Zachodu – który powinniśmy unikać i walczyć z nim z całych sił. A ja nie chcę. Mogę ograniczyć kupowanie książek, bo fakt często robiłam to impulsywnie, pod wpływem ceny w taniej książce, bo za 'piątkę’ to żal nie kupić. Przemyślane zakupy ciuchowe to także świetna sprawa. Ale nie będę sobie robić wyrzutów z powodu wyjścia do kina, okraszonego wielkim kubłem popcornu i jeszcze większym kubkiem pepsi. Bo to mi sprawia radość. Jak jadę na wakacje to po to żeby odpocząć i lubię wtedy zjeść fajny obiad w lokalnej knajpie. Nawet jeśli wydam na niego trochę więcej niż zwykle. I nawet jeśli jem tak przez całe dwa tygodnie urlopu. Bo tak, ja lubię luksus. I uważam, że można łączyć ideę minimalizmu z luksusem. Minimalizm, a więc dla mnie m.in. rozsądne wydawanie pieniędzy, pozwala osiągnąć stabilizację finansową, a jednocześnie dzięki zaoszczędzonym pieniądzom (mam nadzieję kiedyś takowe mieć) będę mogła realizować moje małe i większe marzenia. Na przykład lubię luksus. Tak, lubię dobrą obsługę w restauracjach, salonach kosmetycznych i fryzjerskich. Lubię dobre jakościowo ubrania, które nie zeszmacą się po dwóch praniach – to akurat łączy się z minimalizmem. Lubię fajnie urządzone przestronne mieszkania. A jeszcze bardziej lubię duże domy, nie wielkie rezydencje, po prostu duże domy. Mieszkałam w mieszkaniu w kamienicy, teraz mieszkam w domu i dobrowolnie w życiu bym się już nie zdecydowała mieszkać w mieszkaniu. Powiem więcej, jeśli bym kiedyś miała tak dużo pieniędzy, że budowałabym własny dom to byłby on jeszcze większy niż obecny. 
Ania z bloga Wstaw tytuł napisała kiedyś, że jest zarówno minimalistką jak i maksymalistką i ja się całym sercem podpisuję pod tym. Lubię czysty, uporządkowany dom  (nie mylić ze sprzątaniem), lubię duże przestrzenie, po to odgracałam dom żeby mieć więcej miejsca,  a nie żeby móc przeprowadzić się do mniejszego mieszkania. Lubię przemyślane zakupy, dobre jakościowo rzeczy, niezależnie od tego czy kupuję bluzkę, fotel czy samochód. I nigdy nie będę minimalistką, która dąży do tego by jak najmniej posiadać i jak najmniej wydawać. Co innego oszczędzać i realizować cele (bo pewnie już wiecie od Gosiarelli, że my nie mamy marzeń, tylko cele), a co innego nie kupować dla zasady. Nie krytykuję w żadnym wypadku minimalistów, którzy tak robią, ich życie, ich sprawa, po prostu wiem, że ja się do takiej książkowej definicji minimalizmu nie nadaję, bo lubię żyć po swojemu i dostosowywać idee do siebie, a nie odwrotnie. 
Ps. Kliknijcie obrazek, a znajdziecie tam 15 minimalistycznych trików, które mogą ulepszyć wasze życie:)