Zaczęło się półtora roku temu. Remont zmusił mnie do spakowania mojego stanu posiadania w pudła. Jak łatwo się domyślić, sporo pudeł wypełniło się książkami. I nagle zakwitła mi w głowie myśl, nie taka wcale nowa, ale remont był momentem, gdy ta myśl dojrzała do realizacji. Zrobić selekcję owych książek. Wziąć każdą do ręki, obejrzeć pięć razy i zastanowić się, czy ją lubię, czy do niej wrócę, a może ma wartość sentymentalną? Efekt? Około dziewięćdziesięciu tytułów powędrowało do biblioteki oraz pobliskiego rodzinnego domu dziecka. Co więcej cała akcja spowodowała, że zaczęłam systematycznie co kilka miesięcy robić przegląd posiadanych książek i oddawać/sprzedawać to do czego już nie wrócę lub co mnie zawiodło, lub wymieniać się na interesujące mnie tytuły z innymi czytelnikami/blogerami. Nie wiem ilu tytułów pozbyłam się z półek w ciągu tego półtora roku, wiem natomiast z pewnością, że poszły w dobre ręce, do ludzi, którzy chcą je mieć, do biblioteki miejskiej, gdzie Panie bibliotekarki przyjęły je z otwartymi ramionami i do zachwyconych dzieci. Te ostatnie oczywiście dostały powieści młodzieżowe, lektury, bajki. Do biblioteki oraz różnych czytelników bloga i moich prywatnych znajomych poszły książki różnego gatunku. Sporo poradników, kryminałów, do których nie wrócę, bo po co, skoro znam już zakończenie, jak również książek, które albo nie przypadły mi do gustu, albo należą do rodzaju tych co to czyta się raz i więcej nie wraca.
Jakie tytuły zostawiłam?
- Ulubionych autorów jak Agatha Christie (wiem, wiem kryminał, ale to klasyka), Philippa Gregory, Joanna Chmielewska, Camilla Lackberg (kolejny kryminał, ale przecież muszą być jakieś wyjątki), Elif Shafak, Monika Szwaja, Magda Kordel, Magda Witkiewicz itd.
- Serie wydawnicze, a konkretnie seria Domu Wydawniczego PWN dotycząca Polski przedwojennej, a ponadto seria metropolie retro. Do tego książki Sławomira Kopra o dwudziestoleciu międzywojennym i o czasach PRL. Inna seria, którą bardzo lubię to seria Znaku 50/50, w ramach której wydawane są najbardziej znane i wartościowe pozycje literatury polskiej i światowej, w tym oczywiście klasyka.
- I tu przechodzimy do ostatniej kategorii, czyli klasyka. Siostry Brontë, Jane Austen, Colette, Dostojewski, Sienkiewicz, Reymont i kilku innych autorów.
Co mi dały takie wydawałoby się drastyczne porządki?
Teraz czuję, że moja biblioteczka jest naprawdę moja, że w jakiś sposób odzwierciedla mój charakter i zainteresowania. No i przede wszystkim porządki w książkach i ograniczenie ilości zakupów oraz egzemplarzy recenzenckich to ostatni z punktów planu odgruzowywania przestrzeni życiowej, którą zapoczątkowałam półtora roku temu. Najpierw przestałam kupować w hurtowych ilościach kosmetyki i ubrania, potem wyniosłam część książek, potem pod wpływem „Lekcji Madame Chic” przepatrzyłam szafę i usunęłam mnóstwo zbędnych ciuchów, a następnie ograniczyłam zakupy książkowe i zrobiłam wyprzedaż tytułów, z którymi mogę się rozstać bez żalu. Książki, które nie znalazły nowych właścicieli poszły do biblioteki. Dojrzałam nawet do tego, żeby spakować do pudła (na szczęście niedużego, takie po papierze do ksero wystarczyło) kolekcję porcelanowych figurek, które zbierałam jako dziecko. Faktem jest, że na moją decyzję wpływ miały świąteczne porządki i kurz, który pokrywał figurki oraz moja niechęć do sprzątania, ale mimo wszystko jestem z siebie dumna. Pudło wędruje na strych, który na szczęście zagracony nie jest i znajdują się tam rzeczy potrzebne choć rzadko używane lub też sentymentalne, jak choćby owe figurki. Co do książek to przyjęłam zasadę, że jeśli tytuł nie przypadł mi do gustu przekazuję go komuś komu może się spodobać. I w ten sposób książka krąży, jest w ruchu, żyje. Bardzo podobają mi się tego typu akcje i z przyjemnością je popieram, nawet jeśli nie mogę osobiście wziąć udziału. Dlatego też sama działam w podobny sposób i oddaję niektóre książki znajomym czy też innym blogerom, którzy chcą przeczytać dany tytuł.
Czy jestem zadowolona z mojej decyzji?
Tak. Zminimalizowałam ilość posiadanych rzeczy, nie tylko książek, ale o tym w innym poście, przy innej okazji. Czy namawiam was do tego samego? Nie. Sama po sobie wiem, że do takiej decyzji trzeba dojrzeć, a dojrzewa się nieraz latami. Inna kwestia to fakt, że są osoby, które dobrze się czują w otoczeniu wielu przedmiotów i takie, które lubią mieć przestrzeń. Nie ma sensu zmuszać się do czegoś na co się nie ma ochoty, bo nie da nam to żadnej satysfakcji, przyjemności, a wręcz przeciwnie będziemy poirytowani i źli, a co gorsza możemy szybko pożałować naszej decyzji. Jednak jeśli już zdecydujecie się na ten krok, to pilnujcie by nie przesadzić w drugą stronę i nie ulec maksymalnemu wyrzucaniu, bo może się okazać, że pozbędziemy się rzeczy, które lubimy, a które tylko wydają nam się niepotrzebne. Z porządkami, zwłaszcza z wyrzucaniem jest tak jak ze wszystkim, czyli żadna przesada nie jest zdrowa, wszystko z umiarem, czego sobie i Wam życzę.