„Czerwony świt” Jędrzej Pasierski

Zaćmienie słońca w 1999 roku pamiętam doskonale. Siedziałam razem z przyjaciółmi przed domem ciotki i przez dyskietkę patrzyliśmy w niebo. Niezwykłe zjawisko, które warto zobaczyć, jeśli ma się ku temu okazję. Ogrom emocji dla młodego człowieka, choć pewnie dla każdego z nas, niezależnie od wieku jest to wyjątkowe przeżycie – znika słońce i w środku dnia robi się ciemno – trochę strach, a trochę fascynacja.

I tak w marcu 2015 roku, szóstka przyjaciół z Warszawy po mocno zakrapianej imprezie wyszła na taras apartamentowca, by podziwiać zaćmienie słońca. W tym czasie jedno z nich, aktorka Sara Kosowska nagle umiera. Przypadek, samobójstwo, morderstwo? Komisarz Nina Warwiłow próbuje rozwiązać zagadkę, w której wszyscy kłamią.

„Czerwony świt” Jędrzeja Pasierskiego to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, wróciłam do starych nawyków i zaczęłam od trzeciego tomu, a co, kto bogatemu zabroni? I wiecie co? Jakie to było dobre! A panują opinie, że ta część jest słabsza od poprzednich. Ninę Warwiłow polubiłam od pierwszej chwili, konkretna, zdecydowana, nie przerysowana charakterem, ani przesadnie wredna, ani cukierkowato słodka. Normalna kobieta, matka, córka, problemy jakich wiele wokół, gdzieś tam w tle pałęta się jakiś był kochanek, ale to wszystko jest tak naturalne, że aż przyjemnie czytać. Pasierski nie sili się na wymyślanie bohaterów, mam wrażenie, że on po prostu znalazł odpowiednie pierwowzory, na których oparł cykl książek. I tak się moi drodzy powinno pisać książki, a kryminały to już szczególnie. Fabuła „Czerwonego świtu” opowiada historię, która mogła się zdarzyć, pokazuje ludzi, których oglądamy na codzień, w telewizji, na instagramie, youtubie, takich prawdziwych. Jest tutaj kontrast między światem bogatych szczurów korporacyjnych i influencerów, w stosunku do życia Warwiłow i jej kolegów, ale nie jest to rażący kontrast, nie jest to przepaść jak w wielu książkach, w których na tapet brany jest temat celebryckiego czy korporacyjnego świata. Do tego Pasierski świetnie posługuje się słowem. Tu wszystko do siebie pasuje, nie ma niedoróbek, przemyślana jest fabuła i udział w niej każdego z bohaterów. Ze trzy razy zmieniałam typ potencjalnego mordercy, a i tak nie trafiłam w zakończenie. Każdy z bohaterów żyje trochę na pozór, nikt nikomu nie mówi wszystkiego, tajemnica goni tajemnicę, wszyscy kłamią na potęgę, każdy z innego powodu, a Warwiłow rozplątuje te nitki kłamstw niczym poskręcane łańcuszki, krok po kroku odkrywając prawdę. No Panie Pasierski, chapeau bas, bo ja już dużo widziałam na rynku kryminałów i trudno mnie zadowolić, ale Panu się udało.

Fabuła, poszczególne wątki, stworzone postacie, styl – kocham w tej książce wszystko. Pochłonęłam w kilka godzin, ku własnemu zaskoczeniu. Dawno nie czytałam książki, która by mnie tak wciągnęła, kryminału w którym dosłownie z wypiekami na twarzy śledziłabym akcję, raz za razem zmieniając typ mordercy, pomysł na finał śledztwa i przede wszystkim motyw. Jędrzej Pasierski nie stworzył nowego typu kryminału, nie zrobił nic, co nie byłoby znane czytelnikom wcześniej, ale wykorzystał doświadczenie innych autorów i napisał historię, która zaskakuje, nie nudzi, nie dłuży się, świetnie się czyta i na dodatek zrobił to w bardzo dobrym stylu. Więcej takich tytułów poproszę!

Czytałam ebooka, więc okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa Czarne