Anka Serafin – doktor antropologii z Krakowa wyjeżdża na urlop do Murzasichla. Wraca do miejsca, w którym spędzała każde dziecięce wakacje. Zna Podhale jak własną kieszeń, o jego mieszkańcach może niejedno powiedzieć, a jako naukowiec widzi jeszcze więcej niż inni. I tak Anka zamieszkała u dawno niewidzianej kuzynki Kaśki. Próbując uciec od problemów, a może właśnie po to, by móc spokojnie pomyśleć chodzi na długie spacery, i tak któregoś dnia natrafia w lesie na zwłoki Jana Ślebody. Ogromny szok spotęgowało jeszcze pojawienie się policji w osobie przystojnego komisarza Jędrka Chowańca, przyjaciela Anki z lat nastoletnich. A to dopiero początek historii…
Kocham czytać kryminały! Ale nie da się czytać i znać wszystkiego. O etnokryminałach małżeństwa Kuźmińskich słyszałam od wielu lat, ale ciągle jakoś mi było nie po drodze z czytaniem ich. Właściwie nie wiem jak to się stało, że w końcu sięgnęłam po „Ślebodę”. Kupiłam ebooka i stwierdziłam, że teraz albo nigdy. I o mamo, jakie to było dobre!
Etnokryminał – doskonała nazwa dla kryminałów pisanych z użyciem gwary i odniesieniami do lokalnej historii. „Śleboda” ma wszystkie elementy, które mogłyby charakteryzować dobry, nawet doskonały etnokryminał. Piszę mogłyby, bo nie bardzo mam punkt odniesienia. Kuźmińscy są pionierami tego gatunku, więc sami tworzą zasady. Sądzę jednak, że „Śleboda” może być wyznacznikiem jakości etnokryminału.
Akcja toczy się w znanej podhalańskiej miejscowości. Murzasichle jest właściwie takim samym symbolem Podhala jak Zakopane. Bohaterowie mówią gwarą. Świetnie odwzorowane zostały zachowania i mentalność góralskiej społeczności. Fabuła nawiązuje do historii i 'goralenvolk’. Nie mogę wyobrazić sobie bardziej góralskiej powieści.
Moje serce od razu skradła Babońka. Góralka z krwi i kości, wiekowa, charakterna, mądra. Każdy ją szanuje, nikt jej nie podskoczy, bo Babońka za dużo widziała, i za dużo przeżyła, żeby kogokolwiek czy czegokolwiek się bać. Świetnie napisana postać, jej gwara skrada naszą duszę, a historia życia skrada serce. Pozostali bohaterowie – Anka Serafin, Sebastian Strzygoń, Jędrek Chowaniec i poszczególni mieszkańcy Murzasichla to również bardzo dobrze skonstruowane charaktery. Tu nie ma przypadków, każdy z bohaterów ma przypisaną rolę, którą pełni w całej powieści. Każdy z nich jest jak aktor, który wie co ma robić, i robi to we właściwym miejscu i czasie.
Przemyślana fabuła, dopracowana w szczegółach, bardzo dużo pracy włożonej w research, świetnie odwzorowana specyfika podhalańskiej społeczności i doskonale oddana góralska wersja amerykańskiego snu. Ciekawa intryga, fascynująca historia goralenvolk, o którym większość z nas nie pamięta. Kuźmińscy zmuszają czytelnika do sięgnięcia po inne źródła historyczne, by dowiedzieć się więcej o tym fragmencie historii Podhala.
Autorzy doskonale posługują się językiem polskim. Świetnie napisane dowcipne dialogi, celne pointy, opowieści z morałem i przede wszystkim cudowna gwara, którą rewelacyjnie się czyta, bo słyszysz każde słowo w swojej głowie. Kuźmińscy odrobili lekcje i przygotowali się do napisania „Ślebody”, tak aby wszystko się zgadzało i czytelnik poczuł się jakby rzeczywiście był w Murzasichlu.
Cóż mogę powiedzieć o „Ślebodzie”? Idźcie i czytajcie – bo to kryminał jedyny w swoim rodzaju. Inteligentny, dobrze napisany, z intrygującą fabułą i świetnymi portretami psychologicznymi bohaterów oraz nieocenioną lokalną historią i językiem. Czego chcieć więcej od dobrej lektury?!
Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa Dolnośląskiego