Nora – Katarzyna Puzyńska

Po maratonie i zachwytach nad książkami Katarzyny Puzyńskiej przyszedł moment kiedy musiałam odpuścić. „Nora”, dziewiąta powieść z cyklu Lipowo długo czekała na swoją kolej. Dwa razy ją zaczynałam i dwa razy odpuszczałam. Męczyła mnie Klementyna Kopp, wkurzała Emilia Strzałkowska, wątek Weroniki Nowakowskiej zdecydowanie nie porywał. Zmęczenie materiału z mojej strony, czy ze strony autorki. Wina zawsze leży po środku i myślę, że i w tym przypadku tak było. Zacznijmy od tego, że zaginęła dziewczyna Berenika Borkowska. Znikała wiele razy, ale nigdy bez znaku życia dla przyjaciółek. W sprawę zamieszany jest nauczyciel Cezary Zaręba i rodzice dziewczyny, którzy delikatnie mówiąc nie mają o córce najlepszego zdania. Jednocześnie w pobliskim szpitalu psychiatrycznym zamordowana zostaje pacjentka. Chwilę wcześnie wysyła ona dziwną wiadomość do Weroniki Nowakowskiej. Przypadek?! Na terenie opuszczonego ośrodka znalezione zostaje ciało kobiety. Czy te sprawy się łączą?

Strasznie zmęczyła mnie ta książka.  Poprzednie części czytały się same, niezależnie od objętości. Tam nie było ani jednego zbędne słowa. „Nora” mam wrażenie składa się w połowie z samych zbędnych wątków.  Puzyńska upchała w tej historii wszystko co się da, co spowodowało, że książka liczy prawie 650 stron, podczas gdy jej treść można by zmieścić na 400. Irytująca Emilia Strzałkowska, nie wiem jak głupia musiałaby być kobieta, żeby zachować się tak jak Weronika Nowakowska względem Grześka Wilczyńskiego. Daniel Podgórski na plus. Jego postać zyskała na przemianie w niegrzecznego chłopca. Świetnie, że autorka wprowadziła sporo nowych postaci i życie prywatne bohaterów zeszło dzięki temu na drugi plan, naprzód wysuwając śledztwo.  I tutaj jest dobrze. Bardzo dobrze nawet.  Spraw jest kilka, do tego wychodzą zapomniane fakty i niedopowiedzenia z przeszłości, a kiedy już zdążyłam obstawić mordercę, okazało się, że gucio wiem o dedukcji, za to Puzyńska potrafi zaskoczyć zakończeniem jak żaden inny autor. Na plus zasługuje również fakt, że autorka potrafi nieźle namieszać w fabule, ale zrobić to tak zgrabnie, że czytelnik nie pogubi się ani w bohaterach, ani w wydarzeniach. Ale to jedna z niewielu zalet „Nory”. Fabuła rozciągnięta do granic możliwości, wątki nie wnoszące nic do ogółu historii. Denerwujące postacie.  Gdyby wyciąć spora część warstwy obyczajowej powieść zdecydowanie zyskałaby na wartości. Dwa grzyby w barszcz to za dużo mówi przysłowie i przypadku dziewiątego tomu Lipowa to powiedzenie znajduje zastosowanie.  Nagromadzenie postaci i wydarzeń, jak już wspominałam zrobione po mistrzowsku, bo się nie zgubiłam ani razu w wątkach, ale było tego tak dużo, że powieść była po prostu męcząca.  Wrócę jeszcze do Lipowa, bo w przypływie szału zakupowego, razem z „Norą” kupiłam „Rodzanice”, bo przecież Puzyńska nie zawodzi. Nadzieje daje mi to, że dziesiąty tom serii ma tylko czterysta stron, więc może autorka skupiła się na jednym, dwóch wątkach, a nie trzydziestu. Na razie jednak muszę odpocząć od zbrodniczego miasteczka. I miejmy nadzieję, że „Nora” była jednorazową wpadką przy pracy, a teraz będzie już tylko lepiej.

Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa Prószyński i s-ka