Czy w dobie internetów, szybkich randek, tindera jest jeszcze potrzebna tak przestarzała wydawałoby się instytucja jaką jest biuro matrymonialne? To pytanie nieraz zada sobie Jacek, jeden z bohaterów nowej powieści Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego „Biuro M”.
Biuro matrymonialne „Minerwa” to miejsce, w którym spotykają się osobowości. Pracownicy o tak różnych charakterach i upodobaniach nie mogą stanowić zgranego zespołu, a jednak, jakimś cudem to działa. Barbara Bakuszycka przyjechała do Miasteczka, by zapomnieć o trzech miłosnych porażkach, zamieszkała z kotem i rozpoczęła pracę w biurze matrymonialnym. Wydawałoby się, że powinno to być ostatnie miejsce, w jakim chciałaby pracować, ale okazało się, że całkiem nieźle sobie radzi jako swatka. Swatem został również Jacek, młody, zdolny, zmieniający pracę równie często jak narzeczone. Trafia do biura trochę z musu, trochę z przypadku, i zostaje. Ponadto jest Waldemar, zielarz, którego mikstury działają uspokajająco na znerwicowanych pracowników biura oraz Nasiha, wróżka, której zdaniem Waldemara, jeszcze nigdy nic się nie sprawdziło. Taki nietypowy konglomerat próbuje łączyć, a czasem też dzielić pokrewne dusze, z lepszym lub gorszym skutkiem.
Magdalena Witkiewicz i Alek Rogoziński ponownie zabierają nas do Miasteczka, by przedstawić kolejnych mieszkańców tej niezwykłej miejscowości. Robią to z ogromnym poczuciem humoru, zapewniając doskonałą rozrywkę czytelnikom, nie zapominając przy tym o elementach wzruszających. Bo jakże to tak pisać o biurze matrymonialnym bez momentów wywołujących łzy. No nie da się, proszę Państwa, po prostu nie da. Ale nie jest to żadna ckliwa historia. O nie. To opowieść o zwykłych ludziach, takich przeciętnych szarych myszek jak Barbara jest przecież mnóstwo, tkwi w każdej z nas, i potrzeba tylko odpowiedniego bodźca, by wydobyć na wierzch tę niezwykłą kobietę, która czai się wewnątrz. Pełno na świecie takich Jacków, którzy szukają nie wiadomo czego i nie potrafią znaleźć. I teraz wyobraźcie sobie, że autorzy tych do bólu prawdziwych, twardo stąpających po ziemi bohaterów rzucili na pożarcie Krystynie, nieco demonicznej szefowej biura „Minerwa” oraz szalonemu zielarzowi i wróżce. Przecież to musiało skończyć się całą serią zabawnych nieporozumień, które wywołują łzy śmiechu. „Biuro M” aż prosi się o ekranizację. Serio, czekam na to chyba bardziej niż na „Szkołę żon”. Byłaby to najlepsza komedia romantyczna od czasu „Nigdy w życiu”, czyli uwaga od prawie 20!!! lat. Powieść szalonego duetu ma wszystko to, co dobra komedia powinna mieć. Nagromadzenie dziwnych bohaterów, nierealną rzeczywistość, przypadki, które nie są dziełem przypadku, a do tego lekkość snucia historii. „Pudełko z marzeniami” było cudowne, „Biuro M” jest doskonałe, jaka będzie kolejna książka? Bo lepiej być nie może.
Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Filia