Nie wychodzą mi postanowienia noworoczne, bo nie lubię mieć nic odgórnie narzuconego, a tak właśnie się czuję z takimi postanowieniami. Chociaż przecież sama je sobie narzucam, to mam wrażenie jakby ktoś stał nade mną i szeptał do ucha 'jeszcze tego nie zrobiłaś’, 'miałaś zacząć ćwiczyć’, 'miałaś więcej pisać’ itd. To mnie demotywuje. To mi przeszkadza. Sprawia, że nic mi się nie chce. Co innego luźno spisane pomysły, co innego ścisła reguła.
W tym wszystkim lubię pewną formę reżimu, rytuały, które pozwalają mi zaplanować i przede wszystkim ogarnąć dzień. System, który mówi mi kiedy jest czas na rodzinę, a kiedy na pracę, który pozwala mi zapanować nad tym małym światem. Tak, zdecydowanie planowanie jest dobre, system z odrobiną chaosu jest dobry, ale postanowienia noworoczne to w moim przypadku niszczycielska siła demotywująca.