Scream Queens, czyli w poszukiwaniu sensu… jakiegokolwiek

Pamiętacie The Royals? Serial o fikcyjnej brytyjskiej rodzinie królewskiej, który był przepełniony seksem, alkoholem, narkotykami, pornografią i wszystkim co niemoralne można znaleźć w telewizji i świecie celebrytów. Serial koszmarny, ale wciągający, bo mimo wszystko miał w sobie to coś. Nie sądziłam, że można stworzyć coś gorszego. A można. Świat ciągle mnie zaskakuje!

Scream Queens to połączenie horroru i komedii, choć cały czas się zastanawiam, czy w założeniu miał być bardziej horrorem, komedią czy może pastiszem filmów typu Krzyk.  Jego akcja rozgrywa się na terenie kampusu uniwersyteckiego, a dokładniej jednego z żeńskich stowarzyszeń Kappa Kappa Tau. Dziekan Cathy Munsch (w tej roli Jamie Lee Curtis, ale o niej napiszę za chwilę) postanawia przerwać ‘elitarność ‘bractwa i oznajmia, że do stowarzyszenia może wstąpić każdy.  Wywołuje to sprzeciw Chanel Oberlin, przewodniczącej stowarzyszenia, dziewczynie równie bogatej jak egoistycznej.  Jednocześnie pojawia się inny problem. Na członkinie bractwa poluje morderca.  Czy ma to coś wspólnego z tajemnicą, które Kappa Kappa Tau ukrywa od lat?

Po czterech odcinkach uznałam, że mogę już co nieco napisać o tej produkcji, bo wątpię, by kolejne epizody zmieniły moje spojrzenie na całość serialu (zresztą nie mam zamiaru się dalej katować).  Po pierwsze wszechobecna głupota. Jak wspominałam wcześniej The Royals było serialem złym, amoralnym pod każdym względem, ale mimo wszystko nie głupim. Scream Queens to synonim głupoty. Powiedzmy sobie szczerze, sam tytuł wskazuje, że nie będzie to produkcja najwyższych lotów, a jednak można by się spodziewać, że jeśli miało to być coś na kształt parodii to widz będzie miał szansę się uśmiechnąć. Niestety twórcy nam tej szansy nie dali. Poziom absurdu i groteski przekracza wszelkie granice powodując, że serial zamiast być zabawną, przerysowaną parodią uniwersyteckich stowarzyszeń stał się karykaturą samego siebie. Bohaterki są głupiutkie, cukierkowate i oczywiście wredne.  Moje pierwsze skojarzenie to film Mean Girls z rewelacyjną Rachel McAdams w roli wrednej Reginy George, oraz towarzyszącymi jej Lindsay Lohan – jako Cady Heron (główna rola) i Amandą Seyfried jako głupiutka Karen Smith. Tylko, że Mean Girls było przyjemną produkcją. Tina Fey napisała dobry scenariusz, aktorzy stanęli na wysokości zadania i jest to film, który można obejrzeć więcej niż jeden raz. Scream Queens nie da się oglądać, chyba, że jak ja poświęcacie się dla dobra sprawy, by można było podyskutować z koleżankami, jak zły jest ten serial. Tak jestem do niego uprzedzona. Ale w momencie, gdy rozpoczynałam jego oglądanie, wiedziałam, że jest on zły, ale sądziłam, że ludzie przesadzają z krytyką. Hmm, po tych czterech odcinkach zaczynam się zastanawiać, kto się tym zachwyca?

Wracając do bohaterek. Postać Chanel jest dobrze zagrana, to muszę przyznać, napisana też przyzwoicie,  niestety trochę zbyt wyolbrzymiona wredność sprawia, że zamiast bawić wywołuje irytację. Zresztą nie tylko ona. Najgorsze co może się przytrafić serialowi to bohaterzy, których nie da się polubić. A w Scream Queens jest ich całe mnóstwo, na czele z główną bohaterką Grace, która jest tak nudna i bezosobowa, że żałuję, że jej nie zabito w pierwszym odcinku.  Jedna pozytywna scena, przy której się uśmiechnęłam to postać kobiety – ochroniarza Denise Hamplin i jej przyjaciółki Shondell, które swoim zachowaniem skojarzyły mi się ze Stephanie Plum i Lulą. Wypisz wymaluj!

I na koniec coś co mnie zastanawia – Jamie Lee Curtis. Co ta rewelacyjna aktorka, którą kocham za filmy Prawdziwe kłamstwa i Rybka zwana Wandą robi w tak beznadziejnej produkcji? Tak, jest dobra w swojej roli, nawet bardzo dobra, tylko zastanawiam się po co jej to? Wiem, że każdy aktor chciałby czasem oderwać się od standardowych ról i zagrać coś szalonego – np. Robert de Niro w cudownej roli w Gwiezdnym pyle. Ale na lasy szumiące Scream Queens to nie jest produkcja, w której warto zagrać, nawet dla jaj.

Podsumowując Scream Queens to serial, który powinniście omijać szerokim łukiem. Chyba, że jesteście masochistami, albo lubicie wyrabiać sobie własne zdanie na każdy temat, wtedy proszę bardzo, droga wolna, tylko nie mówcie, że nie ostrzegałam. Pomysł na serial może i dobry, ale wykonanie koszmarne. Fabuła słaba,  bohaterowie irytujący, zero przerażającego klimatu, a to właśnie ten klimat powinien być najważniejszy. Odradzam, przestrzegam, uciekajcie. To już lepiej oglądać ósmy sezon Castle.

*plakat pochodzi ze strony filmweb.pl