The Big Bang Theory – premiera sezonu dziewiątego

http://www.tvguide.com/news/the-big-bang-theory-season9-spoilers-penny-leonard-wedding/
znalezione na tumblr
Jak słowo daję scenarzyści The Big Bang Theory już całkiem powariowali. Jadą na fali popularności serialu,  wymyślają tak beznadziejne wątki, że gorzej się nie da. Wielki finał ósmego sezonu, w którym Sheldon rozstaje się z Amy, po czym widzimy jak rozmawia z Gollumem i  pokazuje mu pierścionek zaręczynowy, spowodował, że mimo kiepskiego poziomu ostatnich odcinków, chciałam zobaczyć premierowy odcinek dziewiątego sezonu. I teraz mam mocno mieszane uczucia.

Pierwszy odcinek dziewiątego sezonu The Big Bang Theory jest przeciętny. Lepszy od wielu odcinków sezonu ósmego, słaby jak na premierę i beznadziejny jako kontynuacja wątków z finału.

                                              UWAGA SPOILERY


Pierścionek Sheldona okazuje się prezentem od jego matki. Jest to rodzinna pamiątka i Mary Cooper dała go synowi, w nadziei, że ten wręczy go Amy, najpewniej w charakterze pierścionka zaręczynowego. Kiedy dowiaduje się, że Amy zerwała z Sheldonem, prosi syna by mimo wszystko go zatrzymał, bo może kiedyś się jeszcze przyda. W ogóle cały odcinek kręci się wokół dwóch wątków – rozstania Amy  i Sheldona oraz ślubu Penny i Leonarda. Jedno i drugie to katastrofa. Sheldon nie rozumie, dlaczego Amy go rzuciła, nachodzi ją, dopytuje czy już się zastanowiła co dalej, a dziewczyna ma tego serdecznie dość. I tak krótko można streścić tę część odcinka. Z kolei Penny  i Leonard pojechali wziąć ślub w Las Vegas, ale wykupili pakiet z opcją przekazu internetowego (facepalm), dzięki któremu przyjaciele będą mogli zobaczyć na żywo całą ceremonię. Naprawdę czego ci Amerykanie nie wymyślą! Tuż po ślubie dochodzi do kłótni nowożeńców, o pocałunek Leonarda z kobietą o imieniu Mandy. Niby Penny nie ma nic przeciwko, ale jak zaczynają wchodzić w szczegóły, to noc poślubna kończy się wielką awanturą, a każde z małżonków wraca do swojego mieszkania. (Pozwoliłam sobie przeczytać opisy kolejnych odcinków na iMDb i wynika z nich, że jednak ślub będzie ważny, nawet zorganizują Leonardowi wieczór kawalerski, czyli wszystko jak zwykle).

No cóż spodziewałam się dużo ciekawszego rozwiązania sprawy z pierścionkiem, a nie zwykłej historii rodzinnej. Scenarzyści poszli na taką łatwiznę, że bardziej się nie dało. Penny z Leonardem to już mają wpisaną kłótnię w związek i chyba żadna decyzja z nimi związana nie może się obejść bez awantury. Bernadette i Howard właściwie nie istnieli w tym odcinku, chociaż Howard miał dobre ze dwie sceny. Nie wiadomo co z dziewczyną Raja, bo chociaż on się pojawia w odcinku (choć marginalnie), to o Emily nie ma ani słowa. Stuart jak zwykle wkurzający – mogliby go wreszcie usunąć z domu Wolowitzów. A przy okazji dom matki Howarda, należy teraz do niego i  Bernadette, można by to zaznaczyć zmianą wystroju – były nawet w poprzednich odcinkach jakieś pojedyncze wstawki, że ścianę wyburzą, sprzątanie garażu – można by wreszcie wprowadzić te zmiany w życie, bo obecny wystrój pasował do domu jego poprzedniej właścicielki, a nie młodego małżeństwa. Wiem, czepiam się.

Podsumowując, The Big Bang Theory oglądam już z przyzwyczajenia. Ani to śmieszne, ani nijakie. Jest bo jest, a trwa tylko dwadzieścia minut, to akurat zdążę paznokcie pomalować. Błagam niech scenarzyści zaczną wreszcie myśleć jak w pierwszych sezonach, bo w tej chwili nie da się tego oglądać. Jeszcze trochę  i osiągną efekt jak  finałowy dziewiąty sezon How  I met your mother , który był gwoździem do trumny całej produkcji, a mam nadzieję, że jednak TBBT w ten sposób nie skończy. A przypominam, że zamówiony już jest dziesiąty sezon i na tym miejmy nadzieję producenci poprzestaną.