Jak to dawniej w Krakowie bywało, czyli "Tajemnica domu Helclów"

Kim byli Anna i Ludwik Helclowie?*
Ludwik Edward Helcel i jego żona Anna Helcel z domu Treutler to fundatorzy najbardziej znanego i cenionego domu opieki w Krakowie.  Ludwik Helcel (1810-1872) pochodził z rodziny krakowskich bankierów, był wiceprezydentem Krakowa, działaczem krakowskiego samorządu miejskiego, członkiem i podstarszym Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Pierwotnie jego nazwisko brzmiało Hölzel von Sternstein. Posiadał także majątek w Radłowie i Biadolinach Radłowskich, koło Tarnowa. Ludwik Helcel spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie w ufundowanej wraz z żoną Kaplicy Zmartwychwstania Pańskiego.

Jego żona Anna Helcel (1813-1880) z domu Treutler w znacznym stopniu sfinansowała budowę szpitala dla dzieci im. św. Ludwika w Krakowie. Testamentem z  1876 roku nakazała dużą część majątku przeznaczyć na stworzenie zakładu dla nieuleczalnie chorych i rekonwalescentów prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, czyli Szarytki.  Zakład powstał w 1890 roku jako  Dom Ubogich im. Ludwika i Anny Helclów i istnieje w Krakowie do dzisiaj. 

Dom Helclów źródło

Dom Helclów zna każdy mieszkaniec  Krakowa. Naprawdę, każdy. Nic dziwnego, że placówka ta stała się miejscem akcji książki Maryli Szymiczkowej „Tajemnica Domu Helclów”. Kryminał retro, z rewelacyjnymi bohaterami, lekką, przyjemną fabułą i przepięknym Krakowem w tle. 
Kim jest Maryla Szymiczkowa?
Jak podaje wydawnictwo Znak literanova Maryla
Szymiczkowa to: wdowa po prenumeratorze „Przekroju” w twardej oprawie,
królowa pischingera, niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami i
korektorka w „Tygodniku Powszechnym”. Dziś co niedzielę, po sumie w
Mariackim, można ją spotkać na kawie u Noworola, a do niedawna
wieczorami w Nowej Prowincji.

A tak naprawdę?
Maryla Szymiczkowa to autorski duet: lubiany i ceniony autor Jacek Dehnel oraz historyk Piotr Tarczyński.

Teraz już naprawdę jesteście zaintrygowani? Świetnie, to poczytajcie dalej.
O czym opowiada „Tajemnica Domu Helclów” ?
Rok 1893. Profesorowa Szczupaczyńska potwornie się nudzi w swoim krakowskim mieszkaniu na ulicy św. Jana. Stały rytm dnia, zarządzanie domem, odprawianie kolejnych służących i zakupy  na pobliskim Placu Szczepańskim to jej jedyna rozrywka. Kiedy więc postanawia towarzyszyć swojej służącej Franciszce w odwiedzinach u babci, mieszkającej w Domu Helclów, nie spodziewa się, że ta jedna wizyta zapewni jej tyle atrakcji. W końcu nie co dzień giną pensjonariusze tak zacnego domu. Profesorowa Szczupaczyńska natychmiast rozpoczyna śledztwo.

„Tajemnica Domu Helclów” to zachwycający kryminał retro. Wciągająca historia, od której czytelnik nie może się oderwać. Fantastyczni bohaterowie. Profesorowa Zofia Szczupaczyńska (straszne nazwisko) typowa krakowska mieszczka, momentami przypomina Dulską, po cichutku kieruje karierą męża lekarza, od niedawna profesora medycyny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nieodmiennie rywalizuje ze znienawidzoną kuzynką Józefą Dutkiewiczową.  Ale ta rywalizacja to prawdziwa sztuka. Walka na słowa, gesty, zaszczyty, lepsze miejsce w orszaku pogrzebowym.  Wspaniały przykład światka towarzyskiego Krakowa końca dziewiętnastego wieku. 

Poza Profesorową pojawia się w książce cała plejada rewelacyjnych postaci, hrabina Żeleńska, kochająca plotki, siostra Alojza przypominająca mopsa, sprytna i lojalna służąca Franciszka. A także gwiazdy tamtego okresu: Jan Matejko, Henryk Sienkiewicz i przede wszystkim Tadeusz Żeleński, wówczas jeszcze nikomu nie znany student medycyny i przyznam, że w pierwszej chwili nie skojarzyłam, że to nikt inny jak Tadeusz Boy – Żeleński, pisarz i felietonista.

Śmiem twierdzić jednak, że „Tajemnica Domu Helclów” ma dwa główne wątki. Pierwszy to oczywiście śledztwo Profesorowej, jednak drugi nie mniej ważny to historia ówczesnego Krakowa i jego obyczajów. I ta część uwodzi czytelnika najbardziej, zwłaszcza takiego jak ja, urodzonego, wychowanego i mieszkającego w Krakowie, w samym jego centrum, a więc w miejscu wydarzeń książki. Autorzy przekopali się chyba przez wszystkie możliwe archiwa, wykonując ogrom pracy i dopracowując odtworzenie Krakowa 1893 roku w najdrobniejszych szczegółach. Mamy więc kamienicę Pod Pawiem (sub pavone) na ulicy św. Jana, w której mieszkało Profesorostwo. Kamienice słynnego architekta Talowskiego, wówczas budowane wzdłuż rzeki Rudawy, czyli obecnie ulicy Piłsudskiego oraz na rogu ulic Retoryka i Smoleńsk, a także Kamienica pod Pająkiem na rogu ulic Karmelickiej i Batorego. Śmiesznie się czyta jak to ulica Długa prowadząca do Domu Helclów znajduje się poza murami miasta, nie wspominając już o takich dzielnicach jak Krowodrza czy Łobzów, które dzisiaj zwłaszcza Krowodrza znajdują się w zasadzie w centrum Krakowa, a wtedy były to dalekie peryferie. 

Autorzy opisują również wydarzenia, którymi żył cały ówczesny Kraków jak wspomnienie pogrzebu Adama Mickiewicza na Wawelu, którego szczątki przeniesiono tam w 1890 roku z Paryża, otwarcie nowego budynku teatru, a także inne w których uczestniczyła Profesorowa Szczupaczyńska, a o których nie będę pisać, żeby nie zdradzać zanadto fabuły książki.

Dehnel i Tarczyński rewelacyjnie (zauważyliście, że nadużywam tego słowa w tym tekście?) odtworzyli klimat dziewiętnastowiecznego Krakowa. Te wszystkie plotki, uszczypliwości, złośliwości, no krakowskie towarzystwo pełną gębą. W trakcie lektury czytelnika na każdym kroku otacza atmosfera takiej dwulicowej, towarzyskiej gry, kto był na premierze spektaklu, a kto także na późniejszym raucie, kto zajmował ważniejsze miejsce w orszaku pogrzebowym, i która pani ma zaszczyt przewodniczyć fundacjom dobroczynnym.  A najbardziej autorzy ujęli mnie nie tylko przepiękną polszczyzną, ale używaniem zwrotu ‘na pole’ tak charakterystycznego dla mieszkańców Krakowa. Kiedy to zobaczyłam, prawie się popłakałam z radości!


Cóż można jeszcze powiedzieć o „Tajemnica Domu Helclów”? Bardzo dobry kryminał retro, z ciekawą intrygą, fascynującymi bohaterami, historią i atmosferą Krakowa. Świetny styl, piękny język, ale akurat po Jacku Dehnelu niczego innego bym się nie spodziewała. Kolejny przykład, po Katarzynie Kwiatkowskiej, że polscy autorzy potrafią pisać świetne kryminały retro. I oby było ich więcej. Mam również nadzieję, że Maryla Szymiczkowa jeszcze powróci, bo szkoda byłoby nie wykorzystać takiej kopalni pomysłów.
*źródło: Wikipedia