Serialowy zawrót głowy

Oj poszalałam sobie ostatnio z serialami. Zimowo-świąteczna przerwa w emisji większości seriali, które oglądam spowodowała, że nadrobiłam już prawie wszystkie zaległości, plus jeszcze dołożyłam nowe tytuły. Początkowo miałam pisać o każdym osobną notkę, ale co ja będę mydlić wam oczy – nie chce mi się. Dlatego załatwię wszystko tu i teraz, w jednym poście, w kilku zdaniach.
Gotham (opis: Historia komisarza Jamesa Gordona, który broni prawa w Gotham City, nim pojawia się tam Batman) – jedni się zachwycają, inni psioczą, ja jestem gdzieś po środku. Gdy zaczęłam oglądać było już 10 odcinków i całe szczęście, bo inaczej pewnie bym porzuciła serial. Początek mnie nudził, tak oglądałam z braku innych seriali, ale przy siódmym odcinku się rozkręciło i zaciekawiło mnie na tyle, że postanowiłam zobaczyć co dalej. Szczerze mówiąc to szału nie ma, ale jest to dobry serial, przyjemnie się go ogląda, w takim komiksowym klimacie, choć bez Batmana. Trochę mi przypomina Sin City. Najlepiej napisaną i zarazem najlepiej zagrana postacią jest Pingwin i dla niego warto oglądać Gotham. Za to proponowałabym scenarzystom całkowicie pominąć wątek Barbary, bo tak beznadziejnej, bezbarwnej i nudnej bohaterki to ja dawno nie widziałam.

The Librarians (opis: Grupa bibliotekarzy poszukuje tajemniczych, starożytnych artefaktów, doświadczając niezwykłych przygód) – czekałam na ten serial. Podobały mi się filmy o Bibliotekarzu, stricte przygodowe, trochę w stylu Indiany Jonesa. Serial ma lepsze i gorsze odcinki, na przykład bajkowy epizod jest rewelacyjny. Denerwuje mnie Rebbeca Romijn jako Eve Baird. Jakaś taka jest toporna, ja wiem, że wojskowy niby, pani pułkownik i tak dalej, ale mimo wszystko, kiedyś ta aktorka była subtelniejsza, a teraz taki klocek kwadratowy się  z niej zrobił. Poza tym serial jest przyjemny, ale to raczej jeden z tych co to obejrzysz, zapomnisz, jak nie wróci nie będziesz tęsknić.

Penny Dreadful (opis: W wiktoriańskim Londynie spotykają się najsłynniejsze osoby rodem z mrocznej literatury, między innymi doktor Frankenstein, jego potwór, Dorian Gray oraz Drakula)  – pierwszy odcinek obejrzałam tuż po premierze w maju 2014 roku, ale potem czasu mi brakło i dopiero teraz nadrobiłam. Cóż za genialny serial.  Mówiłam już, że lubię krótkie serie, takie do 10-12 odcinków? To ten ma 8, a drugi sezon podobno ma mieć 10. I tyle wystarczy by zainteresować widza, który będzie przebierał nogami w oczekiwaniu na kolejny sezon. Won te amerykańskie tasiemce po 24 odcinki, rozwleczone do granic możliwości. Penny Dreadful to świetni aktorzy, genialna fabuła, niedopowiedzenia, zagadki, tajemnice, wiktoriańska Anglia, czasami pachnie mi to steampunkiem, no po prostu zakochałam się. A Eva Green! Kupiła mnie rolą Vannessy. Nie lubiłam aktorki, nie znosiłam, wkurzała mnie, a już jako dziewczyna Bonda to w ogóle ble. Ale w Penny Dreadful jest iście genialna i powinna dostać za tę rolę Globa, Emmy czy co tam dają!

Broadchurch  (opis: Morderstwo młodego chłopca wprowadza zamęt do małego miasteczka, co zagraża dobrze dotychczas funkcjonującej społeczności Broadchurch) – nie słyszałam o tym tytule. Poleciła mi go Skarbnica Książek. Najlepsza rekomendacja dla niego to powiedzenie, że to brytyjski serial, ma tylko osiem odcinków (właśnie leci drugi sezon, równie krótki) i główną rolę gra w nim David Tennant ( jak ktoś lubi Doctora Who to wie o kim mówię).  Rewelacyjny serial kryminalny.  Ja się już pogubiłam i nie wiem, kto zabił, kto jest winny, bo winni to tutaj są chyba wszyscy, każdy coś ukrywa, każdy ma coś na sumieniu, a Tennant jest ciągle smutny i zdołowany i w ogóle – niech ktoś przytuli Tennanta!

Fargo (opis: Rok 2006, Minnesota. Do prowincjonalnego Bemidji przybywa tajemniczy mężczyzna, Lorne Malvo. Swoją brutalnością i bezwzględnością wpływa na mieszkańców miasta, w tym na udręczonego przez życie sprzedawcę ubezpieczeń, Lestera Nygaarda) – czaiłam się od dłuższego czasu. Jestem po czterech odcinkach i powiem wam, że to najbardziej dołujący serial ever. Świetny, doskonale zrobiony, pomysłowy, takie skrzyżowanie Lyncha z Tarantino. Bardzo dobrzy aktorzy, w tym rewelacyjny Martin Freeman, którego z jednej strony mi żal, a z drugiej mam ochotę go pobić. Naprawdę taki człowiek, który aż prosi się o to, żeby mu przywalić. Ale generalnie depresja. Ciemno, zimno, wszędzie śnieg i lód. I dlatego oglądam go na zmianę z ….

Galavant (opis: Książę Galavant pragnie zemsty na królu, który skradł jego prawdziwą miłość) – moje odkrycie roku (tak, wiem, że to dopiero luty jest). Kiedy o nim usłyszałam kilka miesięcy temu najpierw się zainteresowałam, bo tematyka fajna, rycerze, zamki, księżniczki i inne tego typu duperele, a zaraz potem doczytałam, że komedia i że elementy musicalu i pomyślałam ble. Premiera była w styczniu, zachwyty dookoła i dopiero Bałagan kontrolowany mnie namówił, żebym obejrzała, bo to cudowne jest. Myślę, czemu nie. Zwierz się zachwyca, a ja ufam Zwierzowemu gustowi. Bałagan się zachwyca i jeszcze parę innych osób, no dobra. I wiecie co? To jest cudowne! C-U-D-O-W-N-E. Na każdym odcinku płaczę ze śmiechu, a z odcinka na odcinek jest coraz lepiej. Na razie obejrzałam pięć z ośmiu. Podobno debatują czy robić drugi sezon. Głupki. Oczywiście, że robić. Choć jak znam moje szczęście do seriali, które mi się podobają, to nie zrobią.

I na koniec jeszcze krótko powiem, że miałam oglądać, ale po bardzo słabych recenzjach zarówno na portalach jak i wśród znajomych zrezygnowałam z Constantine i State of affairs. Za to obejrzałam właśnie Broadchurch i Galavanta. Ponadto odkryłam dzięki Zwierzowi, że jest taki serial jak Wolf Hall oczywiście brytyjski i na podstawie powieści Hilary Mantell. Na pewno będę oglądać, ale to pewnie dopiero w ramach letniego nadrabiania. Bo teraz wróciły moje serial, przypominam – Castle, Scandal, Forever, How to get away with murder, The Big Bang Theory (niestety coraz słabsze), poza tym czekam na trzeci sezon House of Cards, a w marcu i kwietniu kolejne sezony Penny Dreadful, Salem i Fargo oraz nowe Wayward Pines na podstawie książki Blake’a Croucha.

*plakaty oraz opisy pochodzą ze strony filmweb.pl