Bardzo przyjemny serial. Nie ambitny, powielający schematy, mnie bardzo przypomina „Castle”, zarówno duetem głównych bohaterów Castle – nieposłuszny, acz przydatny i Beckett – detektyw, a w „Forever” mamy Henry’ego, niby poważnego patologa, ale jego poświęcenie dla sprawy przyprawia detektyw Martinez o ból głowy. To taki typ programu, przy którym można się odprężyć, nie myśleć, czasem uśmiechnąć, a czasem wzruszyć. Bardzo podobają mi się migawki z przeszłości głównego bohatera, a także pomysł scenarzystów na stworzenie relacji Henry – Abraham. Takiej bardzo ojcowsko – synowskiej, choć role mogą zaskakiwać. W ogóle sama idea serialu o człowieku, który nie może umrzeć jest interesująca, a prywatny wątek ‘Adama’ zapowiada się wyjątkowo ciekawie. I choć „Forever” to jednak serial, gdzie każdy epizod opowiada o osobnej sprawie, to motyw przewodni nieumierającego Henry’ego i jego poszukiwań sposobu śmierci sprawia, że niecierpliwie czekamy na kolejny odcinek. A ja nie oglądałam na bieżąco, więc mogę zobaczyć (teoretycznie) wszystkie naraz (jutro będzie finał jesieni).
Wszyscy zachwycają się brytyjskim akcentem Ioana Gruffudda, więc…….. ja też się nim pozachwycam. Aktor znany z serii filmów Horatio Hornblower i z roli Pana Fantastycznego w „Fantastycznej Czwórce” urodził się w Cardiff i jego akcent jest po prostu hmm fantastyczny. Mało jest chyba kobiet na świecie, których ten akcent nie ruszy. I już dla samej roli Gruffudda i jego akcentu warto obejrzeć „Forever”.
Ps. Opis serialu z filmweb bawi mnie niesamowicie, bo jest tak mocno skrótowy „Dwustuletni koroner z Nowego Jorku próbuje poznać sekret swojej nieśmiertelności”.