Forever… and ever…

http://www.filmweb.pl/serial/Forever-2014-710942
Mam czas, hurra, mam czas, żeby nadrobić serialowe zaległości. Na początek poszło „Forever”, czyli historia o lekarzu sądowym, który żyje już dwieście lat i ciągle się odradza. Henry Morgan umarł ponad dwieście lat temu, jednak w wyniku w zasadzie to nie wiadomo czemu, w momencie, w którym umarł odrodził się na nowo jako ten sam człowiek, mając tyle samo lat. I tak jest zawsze. Ilekroć Henry umiera, zawsze wraca jako ten sam Henry Morgan. Problem jest tylko jeden. Odradza się zawsze w wodzie i zawsze jest nagi. Trochę to problematyczne, ale Henry jakoś sobie radzi. Ma przyjaciela Abrahama – Abe’a, zwykłego człowieka, który swoją rolą mógłby być ojcem Henry’ego – jednak ich układ jest zupełnie inny. Abe prowadzi antykwariat, a Henry ma tam swoje laboratorium, w którym próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie ‘jak umrzeć’. Jednocześnie pracuje jako lekarz sądowy, więc na co dzień ma do czynienia ze śmiercią, której zagadkę próbuje rozwiązać na własny użytek. Bohater bowiem chciałby wreszcie umrzeć. W pierwszym odcinku dowiadujemy się wszystkiego co opisałam powyżej, a także obserwujemy jak Henry nawiązuje współpracę z policyjną detektyw Jo Martinez.

Bardzo przyjemny serial.  Nie ambitny, powielający schematy, mnie bardzo przypomina „Castle”, zarówno duetem głównych bohaterów Castle – nieposłuszny, acz przydatny i Beckett – detektyw, a w „Forever” mamy Henry’ego, niby poważnego patologa, ale jego poświęcenie dla sprawy przyprawia detektyw Martinez o ból głowy. To taki typ programu, przy którym można się odprężyć, nie myśleć, czasem uśmiechnąć, a czasem wzruszyć. Bardzo podobają mi się migawki z przeszłości głównego bohatera, a także pomysł scenarzystów na stworzenie relacji Henry – Abraham. Takiej bardzo ojcowsko – synowskiej, choć role mogą zaskakiwać. W ogóle sama idea serialu o człowieku, który nie może umrzeć jest interesująca, a prywatny wątek ‘Adama’ zapowiada się wyjątkowo ciekawie.  I choć „Forever” to jednak serial, gdzie każdy epizod opowiada o osobnej sprawie, to motyw przewodni nieumierającego Henry’ego i jego poszukiwań sposobu śmierci sprawia, że niecierpliwie czekamy na kolejny odcinek. A ja nie oglądałam na bieżąco, więc mogę zobaczyć (teoretycznie) wszystkie naraz (jutro będzie finał jesieni).

Wszyscy zachwycają się brytyjskim akcentem Ioana Gruffudda, więc…….. ja też się nim pozachwycam. Aktor znany z serii filmów Horatio Hornblower i z roli Pana Fantastycznego w „Fantastycznej Czwórce” urodził się w Cardiff i jego akcent jest po prostu hmm fantastyczny. Mało jest chyba kobiet na świecie, których ten akcent nie ruszy. I już dla samej roli Gruffudda i jego akcentu warto obejrzeć „Forever”.

Ps. Opis serialu z filmweb bawi mnie niesamowicie, bo jest tak mocno skrótowy „Dwustuletni koroner z Nowego Jorku próbuje poznać sekret swojej nieśmiertelności”.