Podróż do Miasta Świateł. Rose de Vallenord

Jak ja czekałam na tę książkę. Rok to strasznie długo, kiedy lektura poprzednich, zarówno Cukierni pod Amorem jak i pierwszego tomu Podróży do Miasta Świateł była tak fascynująca, piękna i intrygująca. Niestety druga część historii Róży Wolskiej, czyli Rose de Vallenord nie spełniła moich oczekiwań. Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Rose wraca do Paryża, po dwuletnim pobycie w Polsce. Jednocześnie sto lat później Nina przyjeżdża do Paryża, by wyjaśnić zagadkę tajemniczych kradzieży obrazów Rose. 

O ile w poprzedniej części historia i postać Rose były ciekawsze od współczesnych perypetii Niny, o tyle tutaj jest odwrotnie. Tym razem to Rose jest naiwna, momentami wręcz głupia i co najgorsze, mimo, że czytelnik cały czas ma nadzieję, że jednak bohaterka zmieni zdanie, to i tak wie, co wydarzy się dalej, przewidywalność to chyba najgorszy grzech tej powieści. A dotyczy ona również wątku współczesnego. Mimo, że Nina wyrwała się wreszcie od wkurzającej matki i zaczęła żyć własnym życiem, to przygody w jakie wplątała ją autorka nie mają w sobie nic zaskakującego. A postać Rubena w tym wypadku jest wyjątkowo nietrafiona. Również mocno przewidywalna i powiem szczerze, że można go było sportretować dużo ciekawiej, nie napiszę jak, bo wyjawiłabym zbyt dużo fabuły.

Fabuła dobrze napisana, wątki lekko poprowadzone, co sprawia, że książkę czyta się szybko, jednak ja jestem zawiedziona, nie wciągnęła mnie ta historia. Myślę, że mimo wszystko, dużym błędem było podzielenie książki na dwa tomy i wydanie ich w odstępie roku. Sporo informacji z pierwszej części już mi umknęło, nie pamiętałam niektórych szczegółów ważnych dla fabuły drugiego tomu i nie mogłam się przez to wczuć w lekturę całą sobą. Gdybym czytała jednym ciągiem, tak jak zrobiłam to z Cukiernią pod Amorem, mój odbiór Podróży do Miasta Świateł jako całości z pewnością byłby inny. A tak, podzielone, mogę tylko powiedzieć, że po świetnej „Róży z Wolskich” dostałam przeciętną „Rose de Vallenord”. Owszem lekką, łatwą i przyjemną, ale już nie tak interesującą, intrygującą i pochłaniającą. Zawiodło mnie zwłaszcza zakończenie. Książka miała potencjał, by sfinalizować wątki w naprawdę ciekawy i nieprzewidywalny sposób, a mam wrażenie, że autorce zabrakło po prostu pomysłów i zakończenie stało się nijakie.

Nie żałuję, że przeczytałam „Podróż do Miasta Świateł. Rose de Vallenord” Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk, bo chciałam poznać zakończenie historii Róży Wolskiej. Ale po czterech doskonałych powieściach, ta mocno mnie rozczarowała i zniechęciła nieco do sięgnięcia po kolejne tego typu powieści w wykonaniu autorki.