Gdzie Natalii 5…

Olga Rudnicka, młoda, zdolna i bardzo pomysłowa autorka. Jej kolejna powieść „Natalii 5” zafascynowała mnie od pierwszego wejrzenia. Sam pomysł napisania książki o pięciu kobietach o tym samym imieniu i nazwisku świadczy o wielkiej wyobraźni autorki. Kobiety choć w różnym wieku, odmiennego wygląda i charakteru to mają jedną wspólną cechę. Każda z nich chce otrzymać spadek po zmarłym Jarosławie Sucharskim i każda z nich zrobi wszystko, będzie oszukiwać i kłamać byle tylko postawić na swoim. Los łączy je ze sobą w dość nietypowy sposób, zmuszone są zamieszkać pod jednym dachem, co prowadzi do wielu zabawnych sytuacji.

„Natalii 5” to pierwsza z dwóch jak dotąd powieści o Nataliach Sucharskich. Pomysł banalny, prosta fabuła, zagadka kryminalna, trochę historii, tajemnicze piwnice, tunele i przejścia, myszkowanie w grobowcach i na dodatek pięć szalonych kobiet tworzą dla mnie książkę idealną. Każda z bohaterek jest inna, zimnokrwisty bankowiec, zawsze chłodna i opanowana, doskonale zorganizowana, nienagannie ubrana; matka dwójki koszmarnych dzieci, które podsłuchają wszystko, a zdobyte wiadomości potrafią niecnie wykorzystać do własnych celów; dziennikarka, z beznadziejnym narzeczonym prawnikiem i wiecznie cierpiącą matką: wytatuowana, uwielbiająca rysować studentka i niepozorna dziewiętnastolatka, która marzy by wyrwać się spod skrzydeł wrednej mamuśki. Kiedy zamieszkają razem to będzie prawdziwa dżungla, walka o przetrwanie Natalii i całego otoczenia, które powoli zacznie wariować na widok tych pań.

Książkę pochłonęłam w dwa dni. Rewelacyjnie napisana, wartka akcja, ciągle coś nowego, ale nic nie jest wprowadzone do powieści ot tak sobie. Każdy wątek ma swój cel i prowadzi do wyjaśnienia sprawy. Natalie kłamią, oszukują, swoje rodziny, otoczenie, nawet policję. Powstaje z tego wiele zabawnych sytuacji, co chwilę powodując u mnie niekontrolowane wybuchy śmiechu. Ostrzegam to nie jest książka do czytania w miejscu publicznym.


Kolejna autorka, która jest fanką Joanny Chmielewskiej, tyle tylko, że Olga Rudnicka napisała książkę śmieszną, ciekawą, wciągającą, a przy tym nie posiadającą nic z twórczości Chmielewskiej. Nie czuje się tutaj ducha najsłynniejszej polskiej autorki kryminałów, Rudnicka to styl sam w sobie. Pomysł banalny, ale jak dotąd nikt na niego nie wpadł, a autorka nie dość, że wymyśliła Natalie to jeszcze genialnie je opisała. I co bardzo ważne w takiej książce, nie pogubiła się w perypetiach bohaterek. Ja miałam spory problem z dwoma z nich Magdą i Natą, nigdy nie wiedziałam, która jest która i co chwilę musiałam wracać się parę kartek, żeby wiedzieć, z którą mam do czynienia. Nie oznacza to jednak, że autorka zbytnio zawikłała fabułę, po prostu czytając „Natalii5” przewraca się kolejne strony tak szybko, czyta z takim zapałem, że momentami można stracić rachubę. Sama fabuła i poszczególne wątki są wyraźnie zarysowane i przedstawione tak by czytelnik się nie zgubił, a jeśli mimo to Natalie mu się pomylą, to może spokojnie wrócić na początek i tam znajdzie dokładny opis każdej bohaterki.

Świetna książka, mam już kolejną część „Drugi przekręt Natalii”, która właśnie się ukazała i wiem, że będę się tak samo dobrze bawić, jak przy pierwszym tomie. A po cichu liczę na następne.