Obuchem w łeb, czyli Miłość, szkielet i spaghetti

Trup na Jasnej Górze, problemy kulinarne, włoska mafia i oczywiście zawiłe relacje damsko – męskie. Takiej mieszanki nie powstydziłaby się Joanna Chmielewska, ale to nie królowa polskiego kryminału jest autorką powieści Miłość, szkielet i spaghetti, a młoda pisarka Marta Obuch.

Dorota koniecznie chce się wyprowadzić z mieszkania, które dzieli z młodszą, bardzo wścibską siostrą, mamą i ciotką, które są doskonałymi kucharkami i ciągle drą ze sobą koty, głównie na tematy kulinarne. I oto los zsyła jej Włocha. Biedny człowiek ma obie ręce w gipsie i nie może sobie poradzić z najprostszymi czynnościami. Dorota ma zamieszkać w jego domu, jako pielęgniarka i kucharka jednocześnie. Jest tylko jedno ale. Dorota nie ma pojęcia o gotowaniu. Na pomoc przybywają więc jej siostry i mama z ciotką. Ale to tylko jedna część historii. W tym samym czasie, na Jasnej Górze dochodzi do morderstwa. A na dodatek w klasztorze pracują akurat, wyjątkowo dociekliwi paleoantropolodzy.  Czy coś łączy te wszystkie sprawy? I jaką rolę odegrają baby w wojnie z mafią? Przeczytajcie Miłość, szkielet i spaghetti, a wszystko stanie się jasne.
Książka mi się bardzo podobała, aczkolwiek nie pochłonęłam jej w dwa wieczory. Mimo, że intryga jest wciągająca, nie czytałam powieści jednym tchem. Owszem były takie momenty, gdy koniecznie musiałam wiedzieć co się stanie dalej, ale były też takie chwile, gdy spokojnie mogłam odłożyć książkę i zająć się czymś innym.

Co mi się podobało?  Bohaterki i wartka akcja. Uwielbiam takie pokręcone baby (bo inaczej nie da się ich nazwać), które mają pomysły na wszystko i wszystkich. Jak w przysłowiowym „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Nawet do walki z mafią! Płakałam ze śmiechu, czytając o przeskakiwaniu ogrodzenia, a kłótnie mamy z ciocią Czesią powodowały, że spadałam z fotela. Jednocześnie skromność Julianny, dylematy Doroty i szalone pomysły Eweliny to mieszanka wybuchowa, idealna na komedię kryminalną. Do tego wartka akcja  i skomplikowana intryga sprawiły, że czytelnik jest zaskakiwany na każdej stronie. I kiedy zaczyna wątpić, że można wymyślić coś jeszcze bardziej pokręconego, okazuje się, że autorka serwuje nam kolejną niespodziankę. Bo wyobraźnia Marty Obuch zdaje się nie mieć granic.

A teraz będę się czepiać. Nie autorki, ale korektora. Autor ma prawo się pomylić, nie zauważyć błędu czy literówki, ale korektor ma obowiązek wychwycić takie rzeczy. Ja z racji wykształcenia jestem przewrażliwiona na tym tle i zwracam uwagę, zwłaszcza na proste błędy. Stylistyczne są trudniejsze do wyłapania, więc tutaj mogę podarować. Ale literówki denerwują mnie i już, a w książce jest ich co najmniej kilka np. „Życie bez ręki, a zasadzie bez dwóch rąk (…)”. Ja się pytam, gdzie to brakujące „w”?* Mówiłam, że jestem czepliwa. Mogę źle postawić przecinek, albo nie zauważyć niepoprawnej konstrukcji stylistycznej, ale żeby gubić literki?

I druga rzecz. Streszczenie z tyłu książki, trochę za dużo szczegółów zdradza. Odradzam zapoznawanie się z nim, jeśli nie chcecie popsuć sobie frajdy czytania.

Podsumowując Miłość, szkielet i spaghetti  to powieść lekka i przyjemna. Dobrze się czyta, można się pośmiać i to nawet bardzo. W sam raz na wakacje, chociaż chandrę też mogłaby skutecznie przegonić.

* Marta Obuch, Miłość, szkielet i spaghetti, Wydawnictwo SOL, wyd. I, Warszawa 2012, s. 18.