Ciemne sekrety – Michael Hjorth i Hans Rosenfeldt

Ciemne sekrety  to debiutancka powieść Michaela Hjortha i Hansa Rosenfeldta . Nie do uwierzenia, że jest to pierwsza powieść szwedzkiego duetu, bo stworzona przez nich historia to świetne studium ludzkich charakterów i słabości. 

Zaginął Roger Eriksson. Matka zgłasza sprawę na policję, ale władze rozpoczynają poszukiwania z kilkudniowym opóźnieniem. Kiedy dochodzi do tragicznego odkrycia, do akcji wkracza Krajowa Policja Kryminalna. Jednocześnie do sprawy włącza się znany psycholog i profiler  Sebastian Bergman. Wkrótce okazuje się, że elitarne liceum, do którego chodził Roger kryje wiele mrocznych tajemnic i tytułowych ciemnych sekretów.
Powieść reklamowana jest jako najlepszy skandynawski kryminał 2010 roku i wtedy też po raz pierwszy o niej usłyszałam. Jednak szybko o tej książce zapomniałam, utonęła wśród tytułów Läckberg, Marklund i innych autorów z północnej Europy. Teraz cieszę się, że przeczytałam ją, mając w głowie porównanie do innych pisarzy szwedzkich. 
Ciemne sekrety to kryminał pełną gębą. Przede wszystkim dochodzenie prowadzi policja, a nie dziennikarz, pisarz czy jeszcze jakiś inny ciekawski człowiek.  Pokazane są metody policyjne, nagrania z monitoringu, sprawdzanie świadków, laboratorium kryminalistyczne. Wprawdzie Sebastian Bergman jest postacią niejako spoza policyjnego świata, ale jednak współpracował z nimi wiele razy i nie jest laikiem w sprawach morderstw. Wręcz przeciwnie – jest ekspertem. 
Powieść to doskonałe studium psychologiczne. Autorzy bezlitośnie wyciągają na światło dzienne nie tylko sekrety ofiary i mordercy, ale również policjantów. Problemy osobiste, alkoholizm, zdrada są na porządku dziennym zarówno wśród mieszkańców Västerås, jak również wśród osób zaangażowanych w śledztwo. A najbardziej popapranym człowiekiem w ekipie jest Sebastian Bergman. Nigdy nie miał kryształowego charakteru, jednak osobista tragedia uczyniła z niego jeszcze większego cynika. Nie przeszkadza mu to jednak w byciu genialnym profilerem i psychologiem. Nie ma takiej tajemnicy, takiego gestu, ruchu czy słowa, którego Sebastian by nie wychwycił i nie rozszyfrował. Jego postać jest zbudowana z samych konkretów, nie ma szarości, jest tylko czarne albo białe. I dlatego jest to typ, którego się albo kocha albo nienawidzi. Ja go pokochałam. Za bezkompromisowość, za brak udawania, za szczerość i umiejętność spoglądania na wszystko trzeźwym okiem, mimo uprzedzeń. 
Ponadto ciekawa fabuła i dobrze poprowadzona intryga. Mnie wprawdzie nie zaskoczyła osoba mordercy, ani też sposób rozwiązania osobistych problemów Bergmana (dlatego notę daję niższą), jednak muszę pochwalić autorów za to, że całe śledztwo opierało się na logice i łączeniu faktów,  a nie domysłach, szczęściu i zasadzie a może się uda.
Polecam osobom, które lubią dobrą książkę, skandynawskie kryminały i chcą odpocząć od szalonych dziennikarek wtykających nos w nie swoje sprawy.