Recenzji nie będzie, czyli o Picoult słów kilka…

Jodi Picoult. Autorka dwudziestu powieści obyczajowych. Królowa gatunku. Uwielbiana przez miliony ludzi na całym świecie. Ale cóż. Ja jestem jedna,  a nie miliony.
W czerwcu, po przeczytaniu kilkunastu pozytywnych recenzji na temat książek Picoult, postanowiłam i ja spróbować poczytać coś tej Pani. Przejrzałam w księgarni kilka tytułów i mój wybór padł na Czarownice z Salem Falls. Wieczorem zasiadłam na kanapie i zagłębiłam się w lekturze. Zaczęło się całkiem zwyczajnie, ale i interesująco.

Jack St. Bride, nauczyciel w prywatnej szkole dla dziewcząt, nie ma innego wyjścia – musi całkowicie zerwać ze swoim dawnym życiem, które legło w gruzach z powodu zakochanej w nim uczennicy. Szukając miejsca, w którym mógłby się ukryć i pogrzebać przeszłość, trafia do sennego miasteczka Salem Falls w Nowej Anglii. Powrót do nauczania nie wchodzi w grę, zostaje więc pomywaczem w małej restauracji należącej do Addie Peabody.
 
Wkrótce miedzy właścicielką a skromnym, bezpretensjonalnym Jackiem rodzi się uczucie. Niestety, w sielskim miasteczku mieszka też czwórka skrywających mroczne tajemnice nastolatek, które obierają sobie Jacka za cel swoich knowań. Rozpętuje się współczesne polowanie na czarownice i Jack po raz kolejny musi walczyć z wymiarem sprawiedliwości oraz z uprzedzeniami.
Zapowiadało się całkiem nieźle, ale po przeczytaniu stu stron, poddałam się. Książka mnie nie wciągnęła, nic się  w niej nie działo. Wiem, że w przypadku takich grubych czytadeł jak to (ponad siedemset stron), akcja rozkręca się wolno, ale tutaj nawet żółw byłby szybszy.  Poza tym rzeczywiście Salem Falls, to miasteczko iście senne i nawet mieszkańcy są tam nijacy, szarzy i bezbarwni. Wszyscy tacy sami, choć każdy ma z pewnością własne problemy.
Ja w każdym razie dziękuję i więcej nie sięgnę po książki Jodi Picoult. Być może źle wybrałam. Być może takie książki jak Bez mojej zgody czy Dziewiętnaście minut to pozycje godne uwagi i polecenia, ale ja lubię spróbować czegoś, co nie jest wychwalane pod niebiosa. Nie udało się. Ale wiem, że próbowałam i dlatego mimo wszystko, nie uważam tej próby za czas stracony.
Nota wydawcy zaczerpnięta z okładki powieści.