Przeznaczona – P.C. Cast/Kristen Cast

„Przeznaczona”, dziewiąty już tom cyklu „Dom Nocy”  przywrócił mi wiarę w historię Zoey, która nadal walczy z ciemnością. W Domu Nocy pojawiają się ludzie. Wśród nich jest Travis – przystojniak, kochający konie oraz Aurox, który jest nie tylko człowiekiem. Zoey widzi w Auroksie coś dziwnego, ale wyczuwa też w nim dobro. I tym razem nastolatka z Tulsy musi powstrzymać Neferet przed zniszczeniem światła i dobra.

Przyznam, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Poprzednie dwie książki „Spalona” i „Przebudzona” nie wzbudziły we mnie zachwytu. W porównaniu do pierwszych części cyklu, były bardzo słabe. „Przeznaczona” to powrót do korzeni i dobrej historii. Akcja powieści rozgrywa się w szkole wampirów, co powoduje, że cała historia znowu zaczyna nabierać cech realności, o ile wampiry w ogóle mogą być realne. Znowu pojawiają się problemy bardziej ludzkie, jak u zwykłych nastolatków – miłość, przyjaźń, brak zrozumienia przez bliskich. No i co najważniejsze mam wrażenie, że zaczynamy wreszcie zbliżać się do końca całej historii. Wiem, że wiele osób będzie z tego powodu zawiedzionych, ale ja wychodzę z założenia, że lepiej skończyć historię w dobrym stylu, niż ciągnąć w nieskończoność. Dlatego mam nadzieję, że dziesiąty tom „Hidden”, który ukaże się w październiku tego roku w USA, będzie ostatnim i w fajny sposób zakończy opowieść o Domu Nocy i Zoey Redbird.
Co mi się nie podobało? Język bohaterów. Rozumiem, że to nastolatki i muszą przeklinać. Rozumiem też, że w dzisiejszym świecie używany jest o wiele gorszy język niż ten zastosowany przez autorki.  Zdaję sobie sprawę, że młodzież czytająca „Dom Nocy” zna przekleństwa, które mnie nawet do głowy by nie przyszły. A mimo to jeśli w każdym rozdziale są używane słowa o wiele gorsze niż „kurde” czy „cholera jasna” to mnie to razi. Przoduje w tym Afrodyta, ale nawet grzeczne bliźniaczki przeklinają. Może autorki chciały być bardziej wiarygodne, ale dla mnie to było zwykłe propagowanie brzydkich słów. Poza tym, jeśli przekleństwa mają uzasadnione użycie, bo wymaga tego charakter tekstu to jest to jak najbardziej zrozumiałe. Ale jeśli bohaterowie mają klnąć dla zasady, bo takiego języka używają nastolatki, to uważam, że spokojnie można by to pominąć.
Co do treści i stylu tutaj nie mam zastrzeżeń. Autorki wracają do początków, kiedy historia Zoey była wciągająca i nieprzesłodzona, a przede wszystkim bardzo ludzka, co nie przeszkadzało jej w byciu wampirem. Dziwne natomiast było dla mnie zakończenie. Być może wyjaśni się ono w pełni w tomie dziesiątym, ale i tak uważam, że postępowanie Neferet w czasie rytuału, powinno być opisane także z jej punktu widzenia. No i co z tym kotem? 

Podsumowując, fajna książka na lato. Taka do pochłonięcia w dwa dni.