Karaluchy – Jo Nesbo

„Karaluchy” to pierwsza powieść Jo Nesbo, jaką udało mi się przeczytać.  Jest to drugi tom cyklu o policjancie Harrym Hole. Młodym, trzydziestokilkuletnim człowieku, który w wyniku różnych tragicznych zdarzeń w swoim życiu, nazbyt często sięga do kieliszka. 

Akcja powieści toczy się w Bangkoku, co przyznaję trochę mnie zaskoczyło. Bo jak to? Norweski pisarz i nie osadził akcji w Oslo? Bergen, Trondheim czy innym mieście? Przecież wszyscy skandynawscy autorzy piszą o miastach, które znają najlepiej, w których się wychowali, w których mieszkają i kochają. Spacerują, znają każdą uliczkę i drzewo. Jednak Nesbo rewelacyjnie poradził sobie z opisaniem Bangkoku, jego problemów jako nie tylko miasta grzechu i wszelkich przyjemności mniej lub bardziej zakazanych, ale również miasta zawsze stojącego w korkach, gdzie prawo jest po stronie większego, co dosłownie tyczy się ulic i ruchu drogowego. 
Główny bohater Harry Hole, to policjant norweski, który do Bangkoku zostaje wysłany z niezwykle delikatną misją. W jednym z moteli na obrzeżach Bangkoku znaleziony zostaje martwy norweski ambasador. Co więcej osobą, która znalazła dyplomatę jest zamówiona przez niego prostytutka. Hole przy współpracy z tajlandzką policją odkrywa coraz więcej sekretów z życia ambasadora, zwłaszcza tych brudnych i zaczyna się zastanawiać, co kryje drugie dno całej sprawy? I właściwie dlaczego to właśnie on został oddelegowany do rozwiązania zagadki?

Książka bardzo ciekawa. Długo zbierałam do jej przeczytania, bo do norweskich autorów zraziła mnie trochę Anne Holt, ale cieszę się, że zaryzykowałam, bo warto. Jo Nesbo to rzeczywiście pisarz z krwi i kości. Miał pomysł na książkę, na postać Harry’ego Hole, zbadał dokładnie warunki życia panujące w Bangkoku i co więcej, przelał to wszystko na papier, tworząc ciekawą, wciągającą powieść, tak inną od wszystkich kryminałów. Niby banalną w swoim założeniu, a jednak odmienną. W jednej książce można spotkać bohaterów o tak różnych charakterach, poglądach, pochodzeniu, a jednocześnie potrafiących się porozumieć i współpracować. Ponadto Nesbo opisuje dwa różne tajlandzkie światy. A może nawet trzy. Po pierwsze życie uliczne. Prostytutki w każdym wieku, domy publiczne, bary go-go. Po drugie życie bogaczy. Zamkniętej społeczności norweskiej mieszkającej w stolicy Tajlandii. Ambasadora i jego rodziny, przedsiębiorców, finansistów. Po trzecie życie zwykłego człowieka.  Jak w scenie, gdy przesłuchując szofera ambasadora, ten przebiera się w długie spodnie i koszulę i rozmawia z policjantami przed domem, ponieważ jego mieszkanie jest bardzo skromne i z szacunku dla gości, nie zaprasza ich do środka. Świadczy to także o dokładnym „researchu” (nie umiem znaleźć polskiego słowa, które równie dobrze oddawałoby sens tej czynności), jaki autor przeprowadził przygotowując się do napisania „Karaluchów”.  A to akurat bardzo cenię w książkach. Nesbo poznał nie tylko warunki życia, klimat, pracę tajskiej policji, ale także ich kulturę, zwyczaje, kuchnię i opisał to wszystko uwzględniając najmniejsze drobiazgi, co sprawiło, że czytelnik czuje żar płynący z nieba, przemierzając wraz z Harrym ulice Bangkoku.


Polecam! Zwłaszcza osobom zaczynającym dopiero przygodę z kryminałami ze Skandynawii. Nesbo pisze ciekawie, wciągająco i tak jak nikt inny. Moim zdaniem to on powinien być nazywany następcą Stiega Larssona!