Dożywocie – Liza Marklund

„Dożywocie”, najnowsza powieść Lizy Makrlund nie zaskakuje. Mimo, że bardzo lubię serię o Annice Bengtzon, zaczynają mnie trochę denerwować ciągłe problemy bohaterki. Nie mówię, że ma być sielankowo, ale mogłyby dobre rzeczy przeplatać się ze złymi, a Annikę zawsze spotykają tylko te złe.


W siódmej z kolei książce o jej przygodach, poznajemy wydarzenia, które rozegrały się tuż po zakończeniu sprawy morderstwa na kolacji noblowskiej. Annika wraz z dziećmi po tragicznym pożarze własnego domu szuka dla siebie miejsca. Boryka się z brakiem dokumentów, pieniędzy, rzeczy i kochanką męża. Mimo własnych problemów decyduje się jednak pomóc kobiecie oskarżonej o zamordowanie męża – policjanta, cenionego i wielbionego wręcz w całej Szwecji. Oczywiście jak to u Marklund bywa, sprawa jest niebezpieczna, Annika igra z ogniem, ale wszystko za cenę pomocy niewinnej, zdaniem bohaterki, kobiecie.

Jak już wspomniałam, lubię powieści Marklund, jednak ten wieczny pesymizm, to samo zło wokół bohaterów zaczyna być przygnębiające. „Dożywocie” jest dobrym kryminałem. Te wątki są zwarte, akcja toczy się szybko, logicznie powiązane sprawy dają obraz całości. Jednak powieść jako taka jest przeciętna. Jest to typowe czytadło na dwa dni. Może nawet na majówkę, lekkie i łatwe. Ale nie ma w tej książce nic, co spowodowałby, że chciałabym przeczytać ją jeszcze raz. Ot taka jednorazowa przygoda.

Komu polecam? Fanom Marklund. Przeżyją miłą przygodę. Natomiast tym, którzy jeszcze nie znają twórczości tej szwedzkiej autorki proponuję zacząć od „Zamachowca” lub „Testamentu Nobla”.