Stulecie detektywów, czyli niezwykła historia zbrodni

Zmarła niedawno Wisława Szymborska tak pisała o tej książce: „W grubej książce Thorwalda każdy kolejny problem śledczy ilustrowany jest autentycznym wypadkiem kryminalnym, co sprawia, że czytamy to dzieło jak jeden wielki kryminał złożony z kilkudziesięciu mikropowieści detektywistycznych”*.


Mowa oczywiście o „Stuleciu detektywów” Jurgena Thorwalda, pisarza wszechstronnego. Potrafiącego w sposób ciekawy, interesujący, wręcz pochłaniający czytelnika, przedstawić dzieje chirurgii, transplantologii czy kryminalistyki.

Z wypiekami na twarzy śledziłam początki francuskiego Sûreté i historię Vidocq’a. Wynalezienie metod wykrywania zbrodni, które w obecnych czasach są tak oczywiste, jak to że Ziemia jest okrągła. Bertillon i jego wydawałoby się niedorzeczne pomysły pomiarów ludzkiego ciała, co zaprowadziło w efekcie do daktyloskopii, medycyna sądowa, toksykologia, metody wykrywania arsenu (arszeniku), balistyka sądowa. To wszystko opisuje Thorwald, a my czytamy jak powieść science fiction. Bo Thorwald pisze w taki sposób,że czytelnik sam się czuje odkrywcą, stając się świadkiem niezwykłych wydarzeń, ba nawet przełomów w wykrywaniu zbrodni. I mimo, że żyjemy w czasach, gdzie na porządku dziennym są seriale szczegółowo przedstawiające pracę laboratoriów kryminalistycznych, to zagłębiając się w „Stulecie detektywów”, odnosi się wrażenie, że bohaterowie dokonują czynów niemożliwych.
    
Zaczynam się zastanawiać, czy Thorwald ma w swoim portfolio książkę złą? Albo chociaż przeciętną? Bo jak do tej pory, po przeczytaniu pięciu jego książek, mogę powiedzieć tylko jedno. Jak on to robi? Jego powieści mają przeciętnie 500 – 600 stron, a nieraz więcej,a mimo to, czytamy z zapartym tchem, niecierpliwie czekając na kolejną stronę i kolejną zagadkę do rozwiązania. Nieważne czy kryminalną czy medyczną. Bo Thorwald był pasjonatem. I jak pisał, to tą jego pasję widać w każdym akapicie i każdym zdaniu. Nieważne czy przedstawiał historię medycyny czy kryminalistyki, czy opisywał dzieje władców cierpiących na hemofilię czy też ludzi uciekających przed wschodnim frontem. Tak samo angażował się w każdą kolejną powieść.

*Wisława Szymborska, fragment felietonu z cyklu „Lektury nadobowiązkowe”, znajdujący się także na okładce książki „Stulecie detektywów” Jurgena Thorwalda.