Boskie zwierzęta – Szymon Hołownia

Rzadko zdarza mi się tak długo czytać jedną książkę. Na dodatek wcale nie tak obszerną – ebook to raptem 220 stron czystego tekstu. Przeczytanie „Boskich zwierząt” zajęło mi półtora roku. Nie jestem fanką książek Szymona Hołowni, a sam autor jest mi, może obojętny to złe słowo, ale neutralny. Ani go lubię, ani nie lubię, ale szanuję jego zdanie w wielu kwestiach. Fanką książek nie jestem, bo tematyka mocno religijna, nawet podana w dobry literacko sposób to jednak nie moja bajka. Nie jestem targetem, do którego trafia taka literatura, który takiej literatury potrzebuje. Sięgnęłam po „Boskie zwierzęta” bo zainteresowało mnie połączenie religii, ekologii, wegetarianizmu. Hołowni niewątpliwie można pozazdrościć erudycji, więc byłam ciekawa jak poradzi sobie z trudnym, choć popularnym obecnie tematem.

„Boskie zwierzęta” to niezwykła opowieść o życiu zwierząt na Ziemi, o ich traktowaniu przez człowieka, i o tym co naprawdę można przeczytać na ich temat w Biblii. Szymon Hołownia jest chyba najbardziej chrześcijańskim z chrześcijan w dzisiejszej Polsce. Nie widać w nim hipokryzji, zakłamania, bije od niego szczerością i taki zwykłym wkurzeniem na otaczającą rzeczywistość. Traktuje zwierzęta jako boskie stworzenia zasługujące na miłość bliźnich, o czym większość wierzących zdecydowanie zapomina, wcinając po niedzielnej mszy rosół i schabowego, albo przywiązując psa do drzewa w lesie, bo im się znudził. W każdym kolejnym rozdziale punkt po punkcie zbija argumenty myśliwych, hodowców i innych zwolenników mięsnego przemysłu, obalając mity o regulacji pogłowia, zapotrzebowaniu organizmu ludzkiego na białko zwierzęce oraz inne podnoszone teorie.  Przytacza fragmenty Pisma Świętego i Żywotów Świętych, wskazując konkretne jednostki, nie tylko św. Franciszka, które zwierzęta traktowały na równi z ludźmi, wierząc że są to stworzenia boskie. W tym wszystkim Hołownia nie stawia się ponad mięsożerców, umiejętnie rozdziela krytykę, nie szczędząc jej także środowiskom wegetariańskim czy wegańskim (co z Ciebie za wegetarianin, skoro nosisz skórzane buty).

„Boskie zwierzęta” to świetna książka, która pomaga zrozumieć tragiczny los zwierząt i wskazuje człowieka jako jego przyczynę. Autor się nie patyczkuje i jasno wskazuje, kto tu jest winien. Książka doskonale przygotowana merytorycznie, poparta bogatą bibliografią, ogromną ilością cytatów i rzetelnym przygotowaniem autora. Jedno mnie w niej uwierało i było przyczyną czytania przez półtora roku – język. Trudno przebić się przez pierwszy rozdział, gdyż jest napisany wielokrotnie złożonymi zdaniami, nagromadzeniem dużej ilości słów, wieloma cytatami i momentami lektura bardzo mi się dłużyła. Nieraz zanim doczytałam do końca strony, nie pamiętałam już co było na początku. Kolejne rozdziały napisane zostały z większym luzem i polotem, lepiej się je czyta, ale nadal nie jest to lektura do pochłonięcia w dwa dni. Z jednej strony to nawet lepiej, bo można skupić się na merytorycznej treści, na tym co ważne i istotne w „Boskich zwierzętach”, z drugiej takie dawkowanie lektury nie sprzyja (przynajmniej dla mnie) dobremu przyswojeniu całości – umówmy się, po półtora roku, czy nawet po trzech miesiącach nie pamiętamy już co było na początku (pisząc tę recenzję wertowałam wielokrotnie książkę – ebooka, przypominając sobie niektóre wątki). Mimo wszystko, warto sięgnąć po tę pozycję, bo jest to ważny, a przede wszystkim merytoryczny głos w dyskusji na temat miejsca i pozycji zwierząt w życiu człowieka.

Czytałam ebooka (pierwsze wydanie), więc okładka pochodzi ze strony wydawcy – wydawnictwo Znak.