Zło czai się na szczycie

„Zło czai się na szczycie”, czyli czwarta część przygód sympatycznego psa Gucia i jego właściciela, detektywa Solańskiego przynosi wyjaśnienie przeszłości naszego bohatera. Solański wyjeżdża do Zdrojowic, gdzie postanowił zbudować dom. Miejscowość wiąże się ze wspomnieniami, ponieważ to właśnie tutaj w pożarze kilka lat wcześniej zginęła żona detektywa. Teraz wraca on do miasteczka z dwóch powodów. Budowa domu to jedno, a drugie… niech pozostanie tajemnicą, nie będę Wam psuć zabawy. W mieście pojawia się również Róża w objęciach przystojnego Łukasza Bóla. I to wystarczy by wywołać lawinę zdarzeń, delikatnie mówiąc katastrofalnych.

Nie wiem co napisać o tej książce. Kiedy bierzesz na tapet, którąś z kolei pozycję tego samego autora, a już zwłaszcza z jednej serii, grozi Ci powtarzalność. Ciężko znaleźć oryginalny opis lektury, która powiela schematy poprzednich tomów, no bo to seria więc jakaś powtarzalność musi być – chociażby bohaterowie – charakterów drastycznie nie zmienią.  Marta Matyszczak bawi się lokalizacją. Solański wybył poza Chorzów i zwiedził już Irlandię, Barlinek, a teraz zagościł w Zdrojowicach i to nieco świeżości do lektury wniosło. Z pewnością fabuła „Zło czai się na szczycie” jest dużo ciekawsza, bardziej urozmaicona niż w poprzedniej części „Strzały nad jeziorem”, chociażby przez dwutorowość akcji, gdzie pokazywane są wydarzenia sprzed lat, które miały wpływ na Szymona, jak i na mieszkańców Zdrojowic. Te retrospekcje same w sobie nie prezentują się interesująco, ale wiele mówią o tym co w miasteczku dzieje się obecnie. A przede wszystkim łączą się z morderstwem aptekarza, sprawą którą Solański stara się rozwiązać. Ponadto fabuła  książki jest bardziej uporządkowana niż w poprzednim tomie. Tam gonili się po tym Barlinku bez ładu i składu, tutaj wątki są lepiej poprowadzone, bardziej spójne.  Cała historia nie jest mocno skomplikowana, ale w Kryminałach pod psem nie chodzi o intrygę, a o dobrą zabawę.  Jestem średnio zadowolona z lektury, na pewno jest znacznie lepsza od poprzedniej części, ale też słabsza niż dwa pierwsze tomy. Mam jeszcze „Morderstwo w Hotelu Kattowitz” więc przeczytam, ale podejrzewam, że będzie to już moje ostatnie spotkanie z Guciem, bo nie spodziewam się spektakularnych zwrotów akcji i wielkiej dawki humoru, a tylko to mogłoby spowodować, żebym kontynuowała moją przygodę z sympatycznym kundelkiem.

Okładka pochodzi ze strony Wydawnictwa Dolnośląskiego