Ja, Fronczewski – Piotr Fronczewski w rozmowie z Marcinem Mastalerzem

Moje pierwsze wspomnienie z Piotrem Fronczewskim? A jakże, „Akademia Pana Kleksa”. Miałam płytę winylową z piosenkami z filmu. Znałam je na pamięć.  Nie wiem ile miałam lat, gdy obejrzałam film. Pewnie ze sześć.  I pamiętam zachwyt, ten dziecięcy, zwyczajny zachwyt, że Pan Kleks wygląda tak jak na ilustracjach Marcina Szancera w mojej książce.  Gdy byłam starsza obejrzałam „Halo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy”  i moje uwielbienie dla Piotra Fronczewskiego umocniło się. Gdzieniegdzie podglądałam jeszcze rodzicom przez ramię „Kabaret Olgi Lipińskiej”, a potem to już ruszyła filmowa lawina.  I tak to trwa do dzisiaj.

Wywiady – rzeki mają to do siebie, że jak nie wciągną Cię po pierwszym rozdziale, to potem szanse maleją coraz bardziej. W książce Marcina Mastalerza każdy kolejny rozdział to zwiększony apetyt na następne historie. I owszem autor z pewnością ma tu spore zasługi, że ciekawie pokierował rozmową, ale nie czarujmy się, to przede wszystkim Piotr Fronczewski tworzy atmosferę tej książki.  Nie miałam wprawdzie przyjemności oglądać Pana Piotra na scenie teatralnej, ale od czego jest w końcu telewizja i to tutaj zostałam pierwszy raz kupiona – „Akademia Pana Kleksa” – nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny miał zagrać tę rolę, „Halo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy” i rewelacyjny duet z Gabrielą Kownacką, z którą stworzyli również niezapomnianą parę dwadzieścia lat później w serialu „Rodzina zastępcza”.  Ja w ogóle czytając ten wywiad czytałam go głosem Pana Piotra, czasami nawet z tą wyczuwalną ironią, jaką miał w głosie Jacek Kwiatkowski, ojciec „Rodziny zastępczej”.  I to było rewelacyjne – jakbym była tuż obok i podsłuchiwała na żywo rozmowę Piotra Fronczewskiego i Marcina Mastalerza. A było o czym posłuchać! O życiu prywatnym jest niewiele i bardzo dobrze, nie ma takiego plotkarskiego posmaku po lekturze.  Jest za to tona anegdot związanych z teatrem i najsłynniejszymi polskimi aktorami, od Himilsbacha i jego ubarwianiu szarej rzeczywistości o element baśniowy, po drobne złośliwości na linii Łomnicki – Holoubek. Rozdziały poświęcone trzem teatrom Narodowemu, Współczesnemu i Dramatycznemu to najciekawsze momenty książki. Pełne wspomnianych anegdot, ale również pokazujące aktora jako narzędzie, aktorstwo jako zawód wymagający, pełen poświęceń i trudną drogę jaką ma do przebycia człowiek, który na aktorstwo się porwał.

Nieczęsto czyta się tak wspaniałe, mądre wywiady. Piotr Fronczewski z pasją opowiada o aktorstwie, o ukochanych motocyklach, o teatrze, o życiowych sukcesach i porażkach. Warto poczytać, bo to nie jest taki zwykły wywiad, ale historia życia, w której czasem jest pod górkę, a czasem z górki, czasem się potkniesz i musisz wstać, a czasem los podsyła Ci kolejne swoje dary. Rzadko się zdarza, że ktoś dorasta do wyobrażenia o nim. Najczęściej to wyobrażenie uderza z hukiem o bruk w zetknięciu z rzeczywistością. Zawsze odbierałam Piotra Fronczewskiego jako spokojnego, mądrego, rozważnego człowieka i ten wywiad utwierdza mnie w tym wyobrażeniu. Wyważony, rozsądny, ale jednocześnie popełniający błędy jak każdy człowiek.  Najbardziej zachwyciły mnie jego opowieści o Gustawie Holoubku i przyjaźni, którą czuć w słowach Pana Piotra. A najpiękniejszą klamrą spinającą tę przyjaźń były słowa, które Fronczewski wygłosił na pogrzebie przyjaciela. I ten fragment wywiadu uderzył mnie najmocniej. I dla tych wszystkich historii i emocji w nich zawartych warto przeczytać „Ja, Fronczewski”.