Jonathan Strange i Pan Norrell

http://www.filmweb.pl/serial/Jonathan+Strange+%26+Mr+Norrell-2015-214541
Dwa lata temu cała blogosfera zachwycała się powieścią Susanne Clarke „Jonathan Strange & Mr. Norrell”. Mnie ominęła ta epidemia z bardzo prostego powodu – nie jestem fanką książek fantastycznych. Lubię magię i supermoce w filmach, serialach, ale książki z gatunku fantasy, sf i wszystkiego co z tym związane to nie moja bajka. Jednak historia dwóch angielskich magów zaintrygowała mnie na tyle, że postanowiłam obejrzeć serial nakręcony na motywach tej powieści i chociaż nadal nie mam zamiaru, przynajmniej na razie, czytać książki Clarke, to serial uwiódł mnie od pierwszego do ostatniego odcinka.

„Jonathan Strange & Mr. Norrell” to opowieść o dwóch magach, którzy chcą przywrócić w Anglii praktykowanie magii. Od trzystu lat bowiem wszystkie angielskie stowarzyszenie magów poznają tę dziedzinę jedynie w teorii. Dyskutują nad starymi książkami traktującymi o zaklęciach i dociekają jak mógł wyglądać dawny magiczny świat. Jednocześnie uważają, że w obecnych czasach (początek XIX wieku) nie jest możliwe praktykowanie magii. Jest jednak kilka osób, które sądzą inaczej. Mr. Norrell, stary, oczytany w magicznych księgach człowiek, jedyny, który praktykuje magię, rzuca zaklęcia co mu wychodzi z różnym skutkiem i młody Jonathan Strange, który zostaje jego uczniem. Podejście tej dwójki do tematu magii jest zupełnie różne, co prowadzi do starć i rozejścia się ich dróg, ale dzięki temu, widz może obserwować walkę dobra ze złem, które przybiera niespotykaną dotąd formę.

BBC po raz kolejny pokazało, że jak się za coś zabiera to musi być świetne. Sądząc po złożoności wątków nie było łatwo nakręcić miniserial na podstawie książki liczącej kilkaset stron. Weźcie jednak pod uwagę, że nie jest to adaptacja, ale na motywach książki, co może sugerować zmiany w fabule, choć podejrzewam, że są one raczej kosmetyczne. Przejdźmy jednak do konkretów. Jakaż to jest cudowna produkcja! Atmosfera dziewiętnastowiecznej Anglii, klimat magiczny, magia unosi się w powietrzu, w każdej scenie, w każdym słowie wypowiadanym przez bohaterów. Właśnie, bohaterowie. Rewelacyjny Eddie Marsan jako Gilbert Norrell, świetny Bertie Carvel jako Jonathan Strange i cudowny Childermass. W pierwszych scenach nie byłam do niego przekonana. Ot, taki oślizgły typek, nie wzbudzał mojej sympatii, ale z każdym kolejnym odcinkiem doceniałam jego charakter, umiejętności, przezorność i odporność na kłamstwa Lascellesa. I mój ulubieniec – Dżentleman – Elf. Serial ma siedem odcinków, ale trzeba być mną, żeby przez pięć epizodów zastanawiać się skąd ja znam tego aktora, po czym zajarzyć, że to Marc Warren, czyli Rochefort z „Muszkieterów”. Tak, Elf jest zdecydowanie wredny. Samolubny, wygląda idiotycznie. Naprawdę. I jest mega wkurzający. Ale Warren ma chyba wrodzony talent do grania takich typów, bo wychodzi mu to genialnie. Egoizm widoczny w każdym ruchu, każdym słowie, poczucie wyższości nad światem realnym i przede wszystkim nad ludźmi, a zwłaszcza nad Jonathanem Strange’m. Mogłabym się tak długo zachwycać. Ale jest jeszcze Stephen – postać dla mnie zaskakująca, zwłaszcza w zakończeniu, ale właściwie można to było przewidzieć. Jednak rola zagrana przez Ariyon Bakare to królewska doskonałość w każdym calu. Kamerdyner z prawdziwego zdarzenia. I wydaje mi się, że właśnie taki miał być.

„Jonathan Strange & Mr. Norrell” produkcji BBC to majstersztyk, z którego przykład powinny brać wszystkie telewizje świata. Tak się kręci seriale moi drodzy. Tak się kręci seriale na podstawie książek. Wiem, że serial jest świetny dzięki genialności Susanne Clarke i jej powieści. Ale powiedzmy sobie szczerze, ile znacie dobrych ekranizacji książek? W telewizji nie wystarczy mieć dobry pomysł. Trzeba jeszcze mieć umiejętności do realizacji takich produkcji. I BBC zdecydowanie je ma. Stworzyła świetny klimat, czuć magię, historię, atmosferę Anglii. Historia nie jest rozwleczona, nie przynudza, i nawet te odcinki, które są spokojniejsze, akcja toczy się troszkę wolniej, ogląda się z zapartym tchem. I na koniec jedna rada. Nie róbcie maratonu z tym serialem. Delektujcie się nim. Odcinek po odcinku. Scena po scenie. Dawkujcie sobie przyjemność obcowania z geniuszem.