Top seriali, które przestałam oglądać cz.3

Ripper Street
 
Akcja serialu osadzona jest w wiktoriańskim Londynie roku 1889, w
czasach seryjnych zabójstw Kuby Rozpruwacza. W centrum wydarzeń serialu
jest Dywizja H – okryty złą sławą posterunek policji. Poprzez swoje
działania, próbując utrzymać porządek w przeludnionej dzielnicy
Whitechapel, staje się znana na całym świecie.

W zasadzie nowość. Brytyjski serial z 2012 roku. Do tej pory były dwa sezony. Widziałam jeden i to niecały. Podobał mi się. Londyn, XIX wiek, Kuba Rozpruwacz, ale straciłam serce do niego. W zasadzie bez powodu, bo serial naprawdę świetny i godny polecenia. Nie mam usprawiedliwienia dlaczego przestałam go oglądać, chyba po prostu straciłam wenę generalnie do seriali i Ripper Street padł ofiarą tej decyzji.

The Bridge
Akcja serialu „The Bridge: Na granicy” rozgrywa się w strefie
przygranicznej pomiędzy miejscowościami El Paso i Juarez, skupiając się
na dwojgu detektywach, Sonyi Cross (Diane Kruger) ze Stanów Zjednoczonych oraz Marco Ruizie (Demián
Bichir) z Meksyku, którzy muszą razem
współpracować w celu złapania seryjnego mordercy, działającego po obu
stronach amerykańsko-meksykańskiej granicy.  Marco Ruiz jest
śledczym w wydziale zabójstw w meksykańskim stanie Chihuahua i mieszka w
Ciudad Juarez. To oddany swojej rodzinie i jeden z ostatnich porządnych
ludzi w szeregach apatycznej i skorumpowanej policji, która jest
znacznie gorzej uzbrojona od wpływowych karteli narkotykowych. Jest
bystry, czarujący, spostrzegawczy oraz boleśnie świadomy, że jego miasto
znajduje się w stanie chaosu. Gdy na moście zostaje porzucone ciało,
które ułożono po obu stronach granicy między El Paso i Juarez, Ruiz
zmuszony jest do pracy ze swoją amerykańską odpowiedniczką, detektyw
Sonyą Cross, zawziętą policjantką, która cierpi na niezdiagnozowane
zaburzenia osobowości. Cross jest szokująco szczera i określa świat
takim jakim go widzi, co dla jej kolegów bywa odpychające, ale jest przy
tym wyjątkowo efektywna w tym, co robi. Tajemniczy seryjny morderca ma
swój program działania. W miarę rozwoju wypadków dowiadujemy się, że
jego motywację stanowi chęć pokazania innym problemów ludzkich i
społecznych, tydzień po tygodniu. W pilotażowym odcinku dostajemy
pierwszą z tych lekcji, gdy ciało w dwóch częściach zostaje odkryte na
amerykańsko-meksykańskiej granicy. Dolna połowa należy do meksykańskiej
prostytutki, a górna do amerykańskiej sędziny popierającej reformę
anty-emigracyjną. Morał z tych zabójstw jest taki, że „wszyscy ludzie
stworzeni są równymi” (jak zapisano w pierwszych zdaniach „Deklaracji
niepodległości Stanów Zjednoczonych”). Meksykańska prostytutka zaginęła
przed rokiem i nikt jej nie szukał, podczas gdy amerykańska polityk
zostaje natychmiast rozpoznana przez naszych detektywów.

Nowość. Amerykańska.  Pierwowzorem jest szwedzko-duński Most nad Sundem, ponoć świetny. Wersja zza oceanu, z Diane Kruger w roli głównej jest taka sobie. Pierwszych kilka odcinków było dobrych. Zapowiadało się ciekawie, sporo tajemnic, nierozwiązanych zagadek. Ale z każdym kolejnym odcinkiem było coraz gorzej. Diane Kruger kreuje postać mocno przypominającą mi Carrie z Homeland. Trochę niedostosowaną do rzeczywistości, dziwną, z własnymi problemami i z odcinka na odcinek coraz bardziej wkurzającą. Nie dotrwałam do końca pierwszego sezonu. Ponoć ma być drugi. Jednak jakbym miała wybierać to już chyba wolę obejrzeć Most nad Sundem, albo kanadyjską francusko – angielską wersję The Tunnel też podobno świetna. Widział ktoś?
Once upon a time
Emma Swan (Jennifer Morrison) zdążyła już przywyknąć do swojego
monotonnego życia. Gdy w progu jej mieszkania staje Henry (Jared
Gilmore), dziecko które dawno temu oddała do adopcji, kobieta postanawia
odwieźć chłopca z powrotem do domu. Domem okazuje się małe miasteczko
Storybrooke, gdzie według jego słów w pułapce czasowej zostały zamknięte
wszystkie znane postaci z bajek i baśni. Henry uparcie twierdzi, że
tylko Emma ma moc przełamania klątwy Złej Królowej (Lana Parrilla) i
przywrócenie wszystkim szczęśliwego zakończenia.

Świetnie się zapowiadało. Baśniowo, bajkowo, bezkrwawo, za to lirycznie. I wyszło lirycznie, że hej. Nudą wieje jak stąd do Warszawy, stąd znaczy z Krakowa. Podobała mi się idea tego serialu, podobał mi się sam pomysł na jego stworzenie. Pokazywanie dwóch wersji postaci, tej bajkowej i tej rzeczywistej – genialnie zrobione. Tylko, że nudne. Jennifer Morrison, która bardzo mi się podobała w House M.D. tutaj jest nijaka, bezbarwna i nie wykazująca żadnych umiejętności aktorskich.  Porzuciłam bodajże po ośmiu odcinkach. A nakręcono już trzy sezony, co więcej jest spin of Once upon a time in Wonderland, podobno słabe, nie wiem, oglądał ktoś?

American Horror Story
Rodzina Harmonów przeprowadza się do Los Angeles, aby rozpocząć nowe
życie i zapomnieć o problemach, przez jakie musieli razem przejść. Na
swój nowy dom wybierają wiekową posiadłość. Nie mają pojęcia o
wydarzeniach, które miały w niej miejsce. Wkrótce poznają tajemnicę
skrywaną przez stare mury.

Zacierałam ręce z zadowolenia, że ktoś wreszcie pomyślał o dobrym serialu dla fanów horroru, czyli dla mnie. Ba, o genialnym serialu. Od pierwszego odcinka miałam ciarki. Bałam się jak nie wiem i szybko podjęłam decyzję, że nie oglądam AHS wieczorem, i nigdy wtedy gdy jestem sama w domu.  Rewelacyjna Jessica Lange, ale i reszta obsady świetnie dobrana do poszczególnych ról, które zostały genialne zagrane. Niestety finał pierwszego sezonu rozczarował mnie do tego stopnia, że straciłam chęć na oglądanie kolejnego. Sądziłam, że twórców stać na lepsze rozwiązanie niż odgrzewane kotlety.
Fringe
Serial telewizyjny opowiadający o agentce FBI Olivii Dunham (Anna Torv),
która zostaje zmuszona do połączenia sił ze zinstytucjonalizowanym
naukowcem,  drem Walterem Bishopem (John Noble) i jego synem,
niepokornym geniuszem Peterem  Bishopem (Joshua Jackson). Tylko wspólnie
mogą rozwiązać tajemnicę serii zdarzeń związanych ze zjawiskami
paranormalnymi.

Fringe zaczęłam oglądać z przypadku. Tematyka raczej nie moja. Ale zdaje się, że szukałam czegoś do oglądania i padło właśnie na Fringe’a.  Pierwszy sezon rewelacja. Wciągnęłam się jak nie wiem, z wypiekami na twarzy śledziłam kolejne odcinki.  Zachwycona byłam i jestem postacią Waltera Bishopa genialnie wykreowaną przez Johna Noble’a. Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie Joshua Jackson, którego znałam tylko z młodzieżówek „Jeziora marzeń” i „The Skulls”. Dopracowana fabuła, świetne pomysły i nieprzeginanie w żadną stronę, idealnie wyważone proporcje dwóch światów. Do czasu. W drugim sezonie zaczęli przeginać i nawet wyśmienity John Noble nie był w stanie zachęcić mnie do oglądania. Sezonów było pięć, a i to ciągnięte raczej na siłę, na prośbę fanów. Kolejny rewelacyjny serial wyrzucony na śmietnik historii.