Joanna Chmielewska to autorka dzięki której czytam. Prawdopodobnie dzięki niej również cokolwiek piszę, ale być może tutaj zaważyły również inne czynniki, nie wnikam, siła wyższa. Śmierć pisarki w październiku tego roku była ogromnym zaskoczeniem chyba nie tylko dla mnie. No dobra miała 81 lat, ale co z tego. Dla mnie Chmielewska była jak Hanka Bielicka albo Irena Kwiatkowska, wiecznie żywa, aktywna do setki i nawet przez myśl człowiekowi nie przeszło, że może jej zabraknąć.
We wrześniu ukazała się ostatnia książka autorki „Zbrodnia w efekcie”, a zaledwie kilka dni przed jej śmiercią wydano „Życie (nie) całkiem spokojne”, które jest podsumowaniem siedmiotomowej autobiografii królowej kryminału. Tak jakby przeczuwała, że nic więcej już nie napisze i spięła swoje życie klamrą, pozostawiając biografię jako ostatnią wydaną książkę.
„Życie (nie) całkiem spokojne” to życie Chmielewskiej opowiedziane w wielkim skrócie. Nie mogę zgodzić się jednak z autorem noty wydawniczej, który napisał tak: „(…) siedem tomów to sporo do przeczytania. Nie wszyscy dysponują czasem czy cierpliwością w stopniu pozwalającym na zafundowanie sobie takiego luksusu. Wychodząc zatem naprzeciw tym ostatnim, postanowiliśmy wszystko to, co zajęło przedtem siedem tomów (a nawet troszkę więcej, bo przecież czas biegnie naprzód), teraz zmieścić w jednym (…)”. Już mówię dlaczego się z powyższym cytatem nie zgadzam. Jako, że twórczość Chmielewskiej wielbię od dwudziestu lat, czytałam autobiografię kilka razy, zwłaszcza pierwszych pięć tomów znam na pamięć, jedynie „Stare próchno” i „Okropności” przeczytałam jeden raz. W związku z tym mogę stwierdzić, że okrojenie niektórych historii w „Życiu (nie) całkiem spokojnym” zaszkodziło opowieściom. Dotyczy to zwłaszcza okresu zawartego w tomach „Dzieciństwo”, „Pierwsza młodość” i „Druga młodość”. Skrócenie niektórych historii sprawiło, że straciły one sens i przestały być zabawne dla kogoś kto nie czytał całości autobiografii. Ja na każdym kroku dopowiadałam sobie ciąg dalszy, więc mi to nie przeszkadzało. Wprawdzie książka podzielona jest na siedem rozdziałów, a ich tytuły to tytuły poszczególnych tomów autobiografii, tak więc zgodnie z sugestią wydawcy, jeśli ktoś chce poznać bliżej dany wątek wystarczy, że sięgnie po konkretną część, ale żeby znaleźć fragment, który nas zainteresował i tak musimy przeczytać cały tom, więc nie widzę sensu czytania skrótowca.
„Życie (nie) całkiem spokojne” to fajne podsumowanie życia autorki, bardzo barwnego trzeba dodać. Zakończenie książki wzbogacone zostało o ostatnie lata jej życia, te nieopisane w „Okropnościach” wydanych w 2008 roku. Jest to książka przeznaczona dla fanów autorki, ale moim zdaniem tych znających autobiografię w całości. Oni z przyjemnością wrócą do znanych już historii, przypominając sobie zabawne perypetie, jakich doświadczyła Joanna Chmielewska. Tym, którzy nie znają autobiografii, proponuję zacząć właśnie od niej, a dopiero później w ramach odświeżenia lektury sięgnąć po „Życie (nie) całkiem spokojne”.