Inferno – Dan Brown

Krótko, zwięźle i na temat, jak mawiała moja polonistka. „Inferno”  Dana Browna, nie powiem , że wiązałam duże nadzieje z lekturą tej powieści. Nie spodziewałam się fajerwerków, domyślałam się, że książka będzie utrzymana w klimacie „Kodu da Vinci” i „Aniołów i demonów”, ale miałam nadzieję, że chociaż trochę zostanie przełamany powielany od kilku książek schemat. Najpierw oni są ścigani, a potem sami ściągają. Jak zwykle zagadka, jak zwykle coś co ma ogromne znaczenie dla świata, mnóstwo historii i symboli to oczywiste. Miłe jest to, że nie ma tu żadnych nawiązań do Kościoła czy tajnych stowarzyszeń, jak to było w ostatnich trzech powieściach. Ale i tak „Inferno” niczym nie zaskakuje. NICZYM!!! Książka jest nudna, przewidywalna i po prostu słaba. Brown leci utartym schematem, nie próbuje niczego nowego, absurdy pojawiające się co rusz w książce powodowały, że mózg mi parował z irytacji. Nie będę ich opisywać, bo nie chce zdradzać fabuły, zresztą możecie o nich poczytać w innych recenzjach, ale generalnie umówmy się, że Robert Langdon to nie James Bond, więc wszystko powinno mieć swoje granice. Poza tym o ile „Kod da Vinci”, „Anioły i demony”, czy nawet „Zaginiony symbol” były raczej powieściami przygodowo – sensacyjnymi, o tyle „Inferno” jest czystą sensacją okraszoną opisami zabytków Florencji.

Przez pierwsze trzysta stron czekałam aż zacznie się dziać coś poza uciekaniem. Znajomi zapewniali, że potem jest lepiej, że się rozkręca i lektura wciąga. Mnie nie wciągnęła. Owszem zwrot akcji, który się pojawił, był zaskakujący (ale tylko w momencie czytania, teraz gdy na chłodno już kalkuluję, to stwierdzam, że był on do przewidzenia, bo dokładnie tak samo było w poprzednich książkach), ale odwrócił tylko sytuację, nie zmienił fabuły na tyle, by czytelnika zaszokować, tak by z wypiekami na twarzy śledził kolejne strony. Ja czytałam „Inferno” równy miesiąc. Co kilka dni wracałam do tej książki, bo chciałam ją skończyć. Ale czytało mi się ją ciężko, trochę na siłę, męczyłam się. Co do polecania bądź odradzania nie będę robić ani jednego ani drugiego, bo wiem, że moja opinia wpisuje się w bardzo skrajne oceny tej powieści. Bo wszędzie natykam się na właśnie takie noty, albo zachwyty i pienia anielskie, albo totalne dno i miażdżąca krytyka. Lubicie Browna, chcecie spróbować proszę bardzo, ja w każdym razie odpuszczam i następną powieść autora pożyczę z biblioteki, bo szkoda mi pieniędzy, a przypomnę, że książka ta kosztuje niemało.