Burza słoneczna Åsa Larsson

PREMIERA: 26 września
ebook: 19 września

Mało który fan skandynawskich kryminałów nie słyszała o Asie Larsson, szwedzkiej autorce książek o Rebece Martinsson.  Jednak jest całkiem spora grupa osób, która jej powieści jeszcze nie czytała, a wśród nich do niedawna byłam ja. Teraz Wydawnictwo Literackie wydało pod nowym tytułem, który jest dokładnym tłumaczeniem oryginału, pierwszą książkę z cyklu Rebeka Martinsson, czyli „Burza słoneczna” (poprzednio „Burza z krańców ziemi”).

Rebeka Martinsson to prawniczka specjalizująca się w prawie podatkowym, pracująca w jednej ze sztokholmskich kancelarii. Gdy słyszy w radiu informację o brutalnym morderstwie Wiktora Strandgårda, znanego i szanowanego przewodnika kościelnego z Kiruny, rodzinnego miasta Rebeki, a chwilę później otrzymuje telefon od jego siostry, decyduje się jechać na północ. Policja prowadzi śledztwo, a Rebeka prowadzi walkę z demonami przeszłości.

Pierwsza powieść Åsy Larsson bardzo mi się podobała, choć właściwie nie wiem dlaczego, bo wiele spraw mnie irytowało. Ale nie miały one w zasadzie nic wspólnego z autorką, a dotyczyły opisywanej historii. Ale zacznijmy od początku. Rebeka Martinsson to kobieta pracowita, skrupulatna, ambitna, mam wrażenie pedantyczna i nieco samotna. Wiele w życiu doświadczyła, a największa trauma wiąże się z wyjazdem z rodzinnej Kiruny, gdzie zostawiła miłość i cierpienie. Mimo cech, które czynią ją raczej nudną podobał mi się jej hart ducha, zdecydowanie i umiejętność obrony siebie i swoich przekonań. Natomiast ogromnie działała mi na nerwy jej koleżanka, siostra zamordowanego Wiktora, Sanna. Głupia, nieudolna, płaczliwa, kompletnie niesamodzielna dorosła kobieta, która uważa się za nie wiadomo kogo, zmienia zdanie co pięć minut, oskarża wszystkich naokoło i wszystko uchodzi jej na sucho. Co więcej jest niewdzięczna i ślepo zapatrzona w wiarę i kościół stworzony przez jej brata. Oczekuje pomocy, jednocześnie oskarżając tych, którzy chcą jej pomóc o złe intencje. Niby autorka sugeruje, że Sanna jest chora, że ma problemy psychiczne, ale jak dla mnie jest po prostu głupia.

Fabuła bardzo mi się podobała. Po pierwsze doskonale przemyślana. Po drugie zachowana równowaga między wątkiem kryminalnym i wątkiem obyczajowym, i co w moim przypadku ważne, oba tak samo wciągające i interesujące. Piszę o tym dlatego, że nie przepadam za obyczajem w kryminale. Kryminał to ma być kryminał, porządnie poprowadzone śledztwo, prawdziwa policyjna robota, a sprawy osobiste gdzieś w tle, ledwo napomknięte. Åsa Larsson dokonała tego, czego dotąd nie udało się żadnemu autorowi, przekonała mnie, że wątki obyczajowe nie muszą przyćmiewać dochodzenia i mogą tak samo wciągać jak rozwiązywanie zagadki morderstwa. Co więcej czuć, że bohaterowie wypełniający fabułę są postaciami z krwi i kości (no może z wyjątkiem odrealnionej Sanny), takimi które naprawdę istnieją, które możemy spotkać w codziennym życiu. Autorka bowiem zaprezentowała różne typy osobowości, od tych najbardziej zdecydowanych, przywódczych charakterów, po uległe i pokorne.

Wspomniałam powyżej, że wiele spraw w całej historii mnie irytowało. Nie mogę dokładnie opisać które, żeby nie zdradzać fabuły, ale postaram się choć trochę przybliżyć Wam o co mi chodzi. „Burza słoneczna” to powieść, która opowiada w dużej mierze o zagrożeniach, jakie niesie za sobą przesadna religijność, żeby nie napisać dewocja. Ślepe zapatrzenie, uważanie się za wybranych przez Boga, co daje jakby większe prawa do decydowania o losach innych ludzi i jeszcze wmawianie im, że to oni są tymi złymi i muszą cały czas żyć w pokorze, podczas gdy przywódcom religijnym żyje się dobrze, beztrosko i bogato (i w ten sposób Larsson pokazała na jednym przykładzie bolączkę wszystkich religii świata). I niezmiernie wkurzał mnie ostracyzm, z jakim traktowano Rebekę, a już zakończenie zbulwersowało mnie zupełnie. Zwłaszcza, że Szwecja jawi się jako kraj prawie idealny, cywilizowany, z odpowiednim podejściem do spraw osobistych obywateli, a książka pokazuje zupełnie inny obraz państwa. Zdaję sobie sprawę, że historia została wymyślona przez autorkę, ale jest ona tak realna, że nie zdziwiłabym się, gdyby okazała się opartą na faktach powieścią, zwłaszcza, że Larsson sama mówi o tej historii „Jeśli chcesz dowiedzieć się prawdy o autorce, przeczytaj jej pierwszą książkę”, a także wskazywałyby na to wątki autobiograficzne, takie jak osadzenie akcji w Kirunie, rodzinnej miejscowości autorki oraz zawód Rebeki – prawnik podatkowy, czyli zajęcie, którym Åsa zajmowała się zanim została nagradzaną pisarką.

„Burza słoneczna” Åsy Larsson to doskonała powieść kryminalno – obyczajowa. Napisana bardzo dobrym stylem, przemyślana, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach fabuła, konkretni bohaterowie, nic tutaj nie jest dziełem przypadku. Aż dziw bierze, że jest to debiutancka powieść autorki. Mnie przekonała do sięgnięcia po kolejne części cyklu o Rebece Martinsson, mam nadzieję, że przekona i was.

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Literackim