Lista marzeń

PREMIERA: 13 SIERPNIA

Prawie każda mała dziewczynka robi listę. Listę marzeń, celów do zrealizowania, tego co chciałaby osiągnąć w przyszłości  lub po prostu planuje jak jej dorosłe życie miałoby wyglądać. Najczęściej takie listy szybko lądują w koszu i nigdy nie dowiadujemy się, czy udało nam się zrealizować wszystkie nasze dziecięce pragnienia. Podobnie było z listą Brett. Wylądowała w koszu na śmieci. Tylko, że po latach okazało się, że mama Brett wyjęła tę listę z kosza i w testamencie nakazała córce wypełnienie pozostałych, niezrealizowanych punktów. Niektóre są bardzo błahe, niektóre pozornie proste choć trudne w realizacji, a jeszcze inne skomplikowane. Brett chcąc nie chcąc musi podjąć wyzwanie i stawić czoła przeszłości, bo jak się okazuje lista prowadzi do odkrycia nowych, nieznanych faktów z życia bohaterki. 

„Lista marzeń” Lori Nelson Spielman to piękna historia o poszukiwaniu szczęścia. Bohaterka niechętnie nastawiona do zadania, które jej powierzono, zaczyna odkrywać jego sens i dowiaduje się dlaczego matka postawiła ją w tak dziwnej, niezręcznej sytuacji. Nagle okazuje się, że otaczający ją świat to tylko pozory, a ona sama wbrew własnemu przekonaniu nie jest szczęśliwa. Denerwowała mnie trochę jej naiwność w sprawach, które czytelnik widzi na pierwszy rzut oka, ale ponieważ całokształt postaci Brett jest bardzo pozytywny i sympatyczny, to tę drobną wadę mogłam jej wybaczyć. Pozostali bohaterowie no cóż. Brad był fajny, Sanquita mimo swojego heroizmu jakaś taka nijaka, za to rodzeństwo Brett wyjątkowo denerwujące. Rozumiem, że część z nich miała w jakimś stopniu reprezentować tą złą stroną rodziny, ale ich wredność i głupota uwierała mnie na każdym kroku.

Autorka bardzo dobrze poradziła sobie z fabułą. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, z odrobiną przemyconych morałów i tak właśnie było. „Lista marzeń” to wzruszająca momentami historia o dążeniu do szczęścia, niekoniecznie do miłości, o poznawaniu siebie i stawianiu na siebie, a nie zadowalaniu otoczenia. Bardzo ciepła, radosna lektura, w której autorka wprawdzie nie wykazała się nowatorstwem, ale przecież nie tego oczekujemy od książki na lato.  Jest rozrywkowo, jest przyjemnie, z morałem. Ja nie wymagałam niczego więcej. Polecam „Listę marzeń”, bo to naprawdę warta uwagi wakacyjna lektura, gdzie fabuła nie jest mdła, przesłodzona, ani przerysowana, a bohaterowie nie piją sobie z dziubków na każdej stronie. Ot zwykła historia, w zasadzie zwyczajnych ludzi, ale napisana w dobrym stylu, przyjaznym czytelnikowi językiem, nieco zaskakująca, czasem śmieszna, czasem smutna. Czego chcieć więcej?

Autor: Lori Nelson Spielman
Tytuł oryginalny: „The Life List”
Tłumaczenie: Katarzyna Waller – Pach
wydanie pierwsze, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2013.