Małgorzata J. Kursa – przegląd książkowy

Małgorzatę J. Kursę przedstawiałam ostatnio w ramach projektu Moda na Autora. Dzisiaj zaprezentuję trzy książki autorki, które przeczytałam podczas majówki: „Tajemnicę Sosnowego Dworku”, „Teściową oddam od zaraz” i „Najlepsze jest najbliżej”. Wszystkie pochłonęłam w kilka godzin, bo jak raz zaczniesz czytać cokolwiek z twórczości Pani Małgorzaty wsiąkniesz i oderwać się nie będziesz mógł, choć chyba bardziej pasowałby mogła, bo powieści Kursy najbardziej przypadają do gustu kobietom, choć i mężczyznom mogą się oczywiście spodobać.

Akcja wszystkich książek autorki rozgrywa się w Kraśniku, wspólni są również bohaterowie, choć w każdej z książek to inne grono wysuwa się na pierwszy plan. I tak w „Tajemnicy Sosnowego Dworku” poznajemy Kasię Rawską, wolontariuszkę w fundacji pomagającej narkomanom i ich rodzinom; Andrzeja Nicińskiego, zwanego Rambo, właściciela miejscowej kawiarni, szefa fundacji i bardzo bogatego człowieka; Marka Dorosza, dziennikarza kraśnickiej telewizji; Martę Artymowicz, pielęgniarkę i miejscową ‘wiedźmę’ oraz cały szereg mniej lub bardziej ważnych dla fabuły bohaterów. W każdym razie Andrzej wraz z Weroniką Wojnar, prowadzącą fundację pomocy dla kobiet postanawiają zaadaptować na swoje działalności stary dworek. Kasia zostaje kierownikiem i jej pierwszym zadaniem jest przygotowanie dworku do użytku. Proste to nie będzie, bo dworek wymaga generalnego remontu, ale że dziewczynie charakteru nie brakuje to zaczyna działać i powoli wszystko idzie naprzód. Okazuje się jednak, że dworek ma dość nietypową historię, którą Kasia z Martą postanawiają rozwikłać. A że są nieobliczalne to Andrzej, Michał i Marek muszą ich pilnować. Bezsprzecznie jest to moja ulubiona książka Małgorzaty Kursy, pomysł i fabuła leżą całkowicie w kręgu moich powieściowych zainteresowań, niestety nie mogę powiedzieć więcej, żeby nie zdradzić całej historii. 
Kolejna książka to „Teściową oddam od zaraz” – kryminał, lekki, łatwy i przyjemny, niezbyt obszerny więc jedno popołudnie wystarczy, a śmiechu jest co niemiara. Trochę tytuł nietrafiony, bo wątek teściowej jest w zasadzie na początku i na końcu książki, a clou stanowi morderstwo, a nawet kilka nie związanych z tytułową teściową, choć i w tym wątku inna teściowa się pojawia. Iza ma dość swojej teściowej, ale z powodów nietypowych, po prostu matka jej męża jest upiornie pomocna, we wszystkim i nawet jak zrobi coś źle, to głupio jej powiedzieć, bo ona to zrobiła z dobrego serca. Najbardziej śmiać mi się chciało, jak nasmażyła synowej placków ziemniaczanych na tłuszczu i były takie dobre, że Iza żarła je bez umiaru, a potem wątroba ją bolała jakby miała umierać. A bawiło mnie to, bo sama jestem zapaloną amatorką tej potrawy. Ale do rzeczy, Iza chciałaby się pozbyć teściowej, ale w jakiś kulturalny sposób, nie żadne morderstwa, tylko znaleźć jej inne zajęcie. Jednak głównym wątkiem książki jest morderstwo Eleonory Piecyk, której ukochany, rozpieszczony syneczek i wnuczek działają w podejrzanych kręgach. I tu na scenę wkracza prokurator Krzysztof Jerczyk, spokojny, wyważony i tylko jedna osoba potrafi go wykończyć, oczywiście kobieta, dermatolog, przyjaciółka Izy, Ama. A że Eleonora Piecyk jest krewną Amy, to pan prokurator często będzie miał okazję, by się zdenerwować. Lekka i zabawna powieść, taki kryminał à la Chmielewska, znajdziemy tu i przemyślaną zbrodnię i dużo humoru i to co mnie najbardziej cieszy Luiza Lisiec dostała za swoje, aż jej w pięty poszło (kto czytał „Babską misję”, ten postać zna). 
Jako ostatnią przeczytałam „Najlepsze jest najbliżej”. Chyba najbardziej zbliżoną do obyczaju książkę autorki. Owszem jest tutaj mnóstwo humoru, ale również piękny wątek Marty Artymowicz i jej przeżyć, duchowości, dobroci. Był taki moment, że się nad losami Marty wzruszyłam, a magiczna otoczka jaką otacza bohaterka mocno temu sprzyja. Książka opowiada historię miłości Andrzeja Nicińskiego (którego poznałam w „Tajemnicy Sosnowego Dworku”) i Olinki Dort, pani doktor, ginekolog.  Długo się szukali, choć znali od zawsze, mieszkając w jednym bloku. Jednak wydarzenia, które zaważyły na ich życiu sprawiały, że trudno im było uwierzyć, że ‘najlepsze jest najbliżej’. Typowy przykład od przyjaźni do miłości, pełnej zawirowań, zwrotów akcji. Bardzo mi się podobało, jak Andrzej dbał o Olinkę, zawsze samodzielną, ale bardzo samotną, a także jak rozprawił się z kilkoma nieprzyjaznymi duszami w jej otoczeniu. Stawił czoła nawet wrednej teściowej. 

To co łączy książki Małgorzaty Kursy to pozytywni bohaterowie, sympatyczni, mili, przyjacielscy, dobrzy, ale nie wkurzający swoim porządnictwem. Każdy z nich ma cechy, przez jednych uważane za wady, przez innych za zalety, zależy kto patrzy. Wszyscy stanowią zgraną paczkę, która jest gotowa pomóc w każdej chwili, przez to są trochę nierealni, bo rzadko spotyka się takie grono ludzi, ale jednocześnie przez tą ich pozytywność i sympatię, nie sposób ich nie polubić. Polecam wam książki Małgorzaty Kursy, jako sposób na chandrę, deszcz, zimową pluchę i jesienną depresję. Poprawa humoru gwarantowana, żałuję tylko, że przeczytałam już wszystkie tytuły i został mi tylko najnowszy „Niespodziewany trup”, gdzie jak już się dowiedziałam tytułowymi zwłokami jest postać, która mnie denerwuje i cieszę się, że wreszcie ktoś ją utłukł. Ciekawa tylko jestem jak i z jakiego powodu.  Ale by się dowiedzieć, muszę poczekać jeszcze trochę, zanim książka wpadnie w moje ręce. 

Okładki pochodzą ze strony wydawnictwa Prozami