Pensjonat wśród róż Debbie Macomber

„Pensjonat wśród róż” to moje pierwsze spotkanie z mieszkańcami Cedar Cove. Małego miasteczka, leżącego nad zatoką Puget, po przeciwnej stronie Seattle. To właśnie tutaj Jo Marie Rose po śmierci męża, kupiła pensjonat i przeprowadziła się. Paul Rose był żołnierzem i zginął w Afganistanie. Małżeństwem byli ledwie kilka miesięcy, ale była to wyjątkowa, dojrzała miłość. Teraz Jo Marie próbuje poukładać sobie życie od nowa. Dlatego też porzuciła świetną pracę, możliwość awansu i została właścicielką pensjonatu, choć nie ma pojęcia o branży hotelowej. Jak przyjmą ją mieszkańcy Cedar Cove? I kogo gościć będzie Jo Marie?

Lubię atmosferę małych miasteczek. Z jednej strony wydaje się to uciążliwe, bo wszyscy wszystko o sobie wiedzą, ale jest też pozytywna strona medalu. Takie małe społeczności są bardziej ze sobą zżyte i często w trudnych sytuacjach potrafią zewrzeć szyki i stanąć murem za sobą. Takie właśnie jest Cedar Cove. Tak Debbie Macomber je sobie wyobraziła i opisała, udostępniając tym samym to miejsce czytelnikom. Miejsce magiczne, bo czytając „Pensjonat wśród róż” czułam zalew pozytywnych uczuć. Ciepło bijące od każdej postaci, więzi łączące bohaterów, nawet te niewidoczne i chęć pomocy. Nawet Mark, stolarz, wyjątkowo wredny i zimny jakby się wydawało, ma gdzieś tam pod skórą ukryte gorące serce.

Autorka stworzyła gamę barwnych postaci. Jo Marie spokojna i ciepła, żyjąca w poczuciu winy Abby, Josh, który nie potrafi pogodzić się z ojczymem oraz całe mnóstwo innych, mniej ważnych w tej akurat historii, bohaterów.  Każdy z nich ma swoje własne problemy, z którymi będzie próbował się zmierzyć w Cedar Cove. Różnie będzie im to wychodzić, będą wzloty i upadki, ale na pewno każdy z nich wyniesie z tego jakąś naukę.

Bardzo mi się podobała atmosfera miasteczka wykreowanego przez Macomber. Bardzo rodzinna i taka nietypowa. Nie ma tutaj tej małomiasteczkowatości, plotkowania o każdym, sympatii i antypatii. Za to jest pomoc na każdym kroku i chęć poznania człowieka. Co więcej nad Jo Marie czuwa jej mąż, ale w powieści Macomber każdy ma swojego anioła stróża, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.

„Pensjonat wśród róż” to piękna, ciepła historia o miłości, przyjaźni i wybaczaniu. O drugiej szansie, na którą każdy zasługuje, o przełamywaniu lęku, pokonywaniu obaw i rozpoczynaniu życia od nowa. Bohaterowie książki mają ze sobą bagaż doświadczeń, często niełatwych, przesłaniających trzeźwe spojrzenie na świat. Uważają, że otoczenie postrzega ich przez pryzmat przeszłości i sami nie potrafią spojrzeć na siebie obiektywnie. Ciężkie chwile, jakie przeżyli powodują, że nie potrafią być szczęśliwi, często uważają, że nie zasłużyli na szczęście, że ich obecne życie musi być karą za błędy przeszłości. Nie potrafią się uwolnić od swoich demonów, uciekają przed nimi, jednocześnie nie umiejąc ich przepędzić.

Debbie Macomber napisała przepiękną historię. Wzruszającą, mądrą, mającą przesłanie. Podchodziłam do niej bardzo ostrożnie, ale jak zaczęłam czytać to przepadłam. Dobrze, że akurat dużo jeździłam komunikacją miejską, bo dzięki temu mogłam się bez reszty oddać lekturze. Jest to jedna z tych książek, o których bez zastanowienia mogę powiedzieć polecam każdemu. 

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Literackim