Blondynka na Tasmanii

Beata Pawlikowska, podróżniczka, dziennikarka, świetna obserwatorka życia, ludzi, kultur, obyczajów. Uwielbiam jej książki, krótkie, lecz treściwe. Ostatnio przeczytałam „Blondynkę na Tasmanii” i po raz kolejny autorka przeniosła mnie w piękny, kolorowy świat. Poznajemy kolejne etapy jej podróży, która od samego początku nie była łatwa. Najpierw problemy z samolotami, a potem okazało się, że na Tasmanii w okresie Bożego Narodzenia (wtedy to Pawlikowska pojawiła się na wyspie) wszystko jest zamknięte. Nie tylko sklepy, ale również restauracje, kawiarnie, nawet komunikacja miejsca nie jeździ. Dopiero w drugim dniu świąt życia zaczyna wracać do normy. Pawlikowska nie ma innego wyboru jak przedłużyć swój pobyt na Tasmanii i poznać wyspę. A zobaczy wiele ciekawych rzeczy. Przede wszystkim zwierzęta, słynnego z kreskówek diabła tasmańskiego, kolczatki, dziobaki i misie koala, które wcale nie są takie sympatyczne jakby się wydawało.

Pawlikowska jak to ma w zwyczaju, zamieściła w swojej książce, mnóstwo kolorowych fotografii, celowo piszę kolorowych, bo to nie są takie zwykłe sobie zdjęcia. Intensywność barw, jaka z nich bije sprawia, że świat wydaje się bardziej kolorowy i piękny. Do tego tradycyjne już rysunki odręczne, wykonane przez autorkę. Całość nadaje książce niepowtarzalny klimat, urozmaica lekturę, sprawia, że możemy sobie łatwiej wyobrazić te wszystkie widoki opisywane przez dziennikarkę. Kolejna piękna i mądra relacja z podróży. Zachęcam do wyprawy na Tasmanię!

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Z literą w tle oraz Polacy nie gęsi

A na koniec zdjęcie z dzisiejszego poranka:) Pawlikowska was rozgrzała, więc jesteście przygotowani:)
Tak prezentował się mój widok za oknem w Wielki Piątek 29 marca 2013 roku o godzinie 6:40 rano!

Co więcej godzinę wcześniej nie było jeszcze ani grama śniegu:)