Akcja powieści rozgrywa się pod koniec lat trzydziestych XX wieku, w przededniu wybuchu II wojny światowej. W Gdańsku zawiązuje się intryga mająca na celu odnalezienie, wydobycie i przechwycenie cennego skarbu. W wyścigu o zdobycie ogromnego majątku biorą udział polskie władze, zagraniczny wywiad, maszynistka, tajemniczy pośrednik, prawdziwa femme fatale i mnóstwo innych osób. Tak pokrótce można przedstawić fabułę. Niestety więcej nie mogę ujawnić nie zdradzając szczegółów.
Bardzo podobał mi się sposób przedstawienia Gdańska lat trzydziestych. Wszystkie uliczki, budynki, kościoły. Autor prowadzi czytelnika przez te wszystkie miejsca sprawiając, że odnosi się wrażenie jakby się tam było. Oczyma wyobraźni widziałam te wszystkie budynki, stare kamieniczki, tramwaje, spacerujących ludzi, biegające pokojówki. Fabuła zaś to misternie utkana nić zagadek. Dosyć poplątane tajemnice i sekrety sprawiały, że mieszały mi się frakcje walczące o skarb, gubiłam się kto w końcu jest po której stronie. Uważam też, że można było bardziej wyeksponować postać Wandy, mojej ulubionej bohaterki „Gdańskiego depozytu”. Ale to jedyne zarzuty jakie mogę wysunąć wobec Piotra Schmandta. „Gdański depozyt” to prawdziwa perełka wśród powieści sensacyjnych. Okazuje się, że można bez rozlewu krwi stworzyć historię wciągającą, inteligentną, ze świetnymi bohaterami i piękną panoramą Gdańska. Fantastycznie przedstawione i dopracowane realia miasta, życie w nim, jego wielokulturowość, wielonarodowość i zróżnicowanie religijne. Świetnie napisana książka, którą warto przeczytać.