Domek z piernika – Carin Gerhardsen

Bardzo mi się nie chce pisać tej recenzji, ale książkę czytałam w ramach wyzwania, więc muszę popełnić chociaż kilka słów. „Domek z piernika” Carin Gerhardsen przyciągnął mnie okładką. Nietypową, ze starymi zdjęciami w sepii. Pomyślałam, że to będzie kryminał inny niż wszystkie. Jakże się zawiodłam.

Pomysł na książkę bardzo dobry, znany już, wykorzystywany, ale jednak dobry. Dorośli ludzie, którzy w dzieciństwie byli okrutni wobec kolegów, słabszych od siebie, nie potrafiących się obronić. Teraz po latach te zasklepione rany się otwierają, bo zamordowany zostaje jeden z ówczesnych przedszkolaków Hans. Kto jest mordercą? Otóż mnie się wydawało od samego początku, że wiem, że to takie oczywiste, okazało się, że nie. Była to zupełnie inna osoba, choć przyznaję można się było tego spodziewać. I jak dla mnie to jedyna zaleta „Domku z piernika” – zaskakujące zakończenie. Powieść napisana przeciętnym językiem, czyta się szybko i równie szybko zapomina o niej. Poruszane problemy, mnie jakoś nie przekonały, a zespół policyjny nie chwycił za serce. Książkę zmęczyłam, bo nie lubię zostawiać niedokończonych rzeczy, ale z każdą kolejną stroną coraz mniej interesowało mnie to co się dzieje na kartach powieści. Przeciętnie skonstruowana historia, bez polotu, autorka zbyt mocno skupiła się na życiu prywatnym głównych bohaterów, a za mało na policyjnej robocie. Zawiodłam się i na pewno nie sięgnę po kolejną część cyklu z Hammarby, który rozpoczyna właśnie „Domek z piernika”.

Jednak, aby oddać sprawiedliwość, muszę powiedzieć, że to jest moje zdanie, a jak wiadomo każdy ma własne. Książkę tę jakiś czas temu czytała znajoma i jej się podobało, może bez szału, ale była zadowolona z lektury. Dlatego mówię, jeśli kochasz skandynawskie kryminały spróbuj sam/sama przeczytać i wyrób sobie własną opinię.