Alfred Bendelin, najsłynniejszy prywatny detektyw Londynu, nie może narzekać na swój los: jest rozchwytywany zarówno przez majętnych klientów, jak i rozkochane w nim wielbicielki. Brawurowo rozwiązuje sprawę za sprawą, przyprawiając funkcjonariuszy Scotland Yardu o ból zębów i koszmary nocne. Słynie z niezawodnego lewego sierpowego, piekielnej inteligencji i zniewalającego uśmiechu. Jest tylko jeden problem: Alfred Bendelin nie istnieje.
W postać znanego z powieści kryminalnych detektywa wciela się niejaki Nicholas Jones – wbrew wszystkim swoim zasadom i zdrowemu rozsądkowi. Z dnia na dzień porzuca wygodne życie w wielkim mieście i wyrusza na prowincję, aby rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa. Tak – oczywiście wszystko to dla pewnych pięknych niebieskich oczu.
W otoczonej mokradłami osadzie Little Fenn zostaje znaleziona głowa znanego w okolicy domokrążcy. Wydaje się, że nikt z mieszkańców wioski nie miał motywu, by go zamordować, ale ich dziwne zachowanie zwraca uwagę samozwańczego detektywa. Wśród jesiennych mgieł spowijających torfowiska czai się zło…*
Książkę czyta się bardzo dobrze i szybko przede wszystkim. Autorka cały czas daje czytelnikowi wskazówki, które mają go doprowadzić do postaci mordercy, wiąże ze sobą kolejne wydarzenia, dodaje tu czy tam jakąś, wydawałoby się zbędną informację. Szczerze przyznam mnie się nie udało rozwiązać zagadki. Zakończenie było dla mnie nie lada niespodzianką. Mimo mnogości postaci i wątków łatwo jest je wszystkie zapamiętać. Być może dlatego, że właściwie każdy bohater jest inny i ciężko byłoby go pomylić z innym. Do tego ciekawa fabuła, spójnie prowadzona akcja, przeplatające się wątki główne z tymi mniej ważnymi. Chociaż tu chyba nie ma mniej ważnych wątków. Historia każdej postaci jest tak samo interesująca i co najważniejsze wyjaśniona na końcu książki. Wprawdzie autorka nie zdradza wszystkich tajemnic swoich bohaterów, ale pierwszy raz, nie denerwowało mnie to. Gorąco polecam „Morderstwo na Mokradłach”. Ja z przyjemnością sięgnę po kolejny tom przygód Nicka Jonesa i chętnie bym wróciła do samego Little Fenn.