Śmiertelny chłód – Camilla Ceder

Camilla Ceder, nowa szwedzka autorka kryminałów prezentuje styl dość odmienny od znanego dotychczas wielbicielom Skandynawii. Jej pierwsza książka Śmiertelny chłód to początek cyklu o dziennikarce Seji Lundberg i komisarzu Christianie Tellu.

W grudniowy poranek dzwonek telefonu wyrywa Seję ze snu. Telefonuje roztrzęsiony sąsiad, Åke, który natrafił na zmasakrowane zwłoki na terenie starego warsztatu samochodowego. Zaalarmował już policję, ale zepsuł mu się samochód i prosi Seję, żeby go tam podwiozła. Po bolesnym rozstaniu z partnerem Seja odzyskała nareszcie spokój i poczucie wolności. Ale kiedy wjeżdżają z Åkem na podjazd do warsztatu, wszystko przewraca się do góry nogami. Seja zauważa zardzewiały szyld z nazwiskiem właściciela. Nagle powracają odległe wspomnienia, które szybko przeradzają się w obsesję. Jej konsekwencje dotkną nie tylko dziewczyny, lecz także kierującego policyjnym dochodzeniem komisarza Chistiana Tella…*

Camilla Ceder z pewnością wyróżnia się wśród oceanu skandynawskich, zwłaszcza szwedzkich autorów, stylem pisania, pomysłami na fabułę i bohaterów. Wspólny mianownik jest jeden. Ciemność. Czytając książkę, cały czas miałam przed oczami pochmurne, szare niebo. Nawet przez chwilę nie potrafiłam wyobrazić sobie słonecznej aury. Myślę, że to z powodu atmosfery, jaką autorka stworzyła w powieści. Rozgrywające się wydarzenia, zarówno te współczesne jak i retrospekcje są szare i w większości smutne. Powiedziałabym nawet, że momentami nijakie. Jak mawiał Hitchcock „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. I tak jest w Śmiertelnym chłodzie. No prawie. Zaczyna się od morderstwa, przez pierwsze kilkadziesiąt stron napięcie rzeczywiście rośnie. Czytelnik dostaje tajemnicę Seji Lundberg, wie, że z dziennikarką coś jest nie tak, ale nie wie co, ani w którym kierunku podążyć, żeby znaleźć wskazówki. Poza tym, czemu nazwisko właściciela warsztatu wywołało w Seji taką burzę wspomnień. I na tym skończyło się trzęsienie ziemi. Potem było już tylko nijak. Śledztwo toczyła się powoli i momentami miałam wrażenie, że w ogóle nie jest prowadzone. Cały wątek można by zmieścić na stu stronach. Jednocześnie niewiele dowiadujemy się o głównych bohaterach. Na początku jest wymienionych kilka informacji o Seji i Christianie, lecz potem Seja jakby zaginęła w akcji, by na ostatnich kilkudziesięciu stronach pojawić się ze zdwojoną siłą i to w nadmiarze. Dla mnie postacią pierwszoplanową była My, która przecież powinna stanowić tło fabuły. To właśnie jej życie czytelnik poznaje najlepiej. Jej problemy, rodzinę, to wokół niej toczy się znaczna część powieści.


Główni bohaterowie, Seja i Christian są bezbarwni, jakby autorka nie miała na nich pomysłu. Śledztwo też jest tak rozwleczone, że prawie go nie ma. Jak tak teraz o tym myślę, to zastanawiam się, o czym tak właściwie jest książka, bo chyba o wszystkim i o niczym.

Jedyne, co mi się podobało to wątek My. Ciekawy, dobrze napisany, wciągający. Tak właściwie to można by zmienić całą powieść w historię My i pominąć Seję.
Jako miłośniczka skandynawskich kryminałów, dam Camilli Ceder jeszcze jedną szansę i przeczytam jej kolejną powieść Babilon. Ale prawdę mówiąc, nie spodziewam się żadnych rewelacji.
*nota wydawcy