Kto zabił Panią Skrof?

Kto zabił panią Skrof? to pierwszy tom serii kryminalnej, w której komisarz Palmu rozwiązuje zagadkę tajemniczego morderstwa. Ulatniający się gaz w kuchni wskazuje na nieszczęśliwy wypadek, ale Palmu nie jest przekonany do takiej wersji wydarzeń. Okazuje się, że wszyscy, którzy znali panią Skrof, mieli motyw, żeby ją zabić. Autor nieustannie myli tropy i sprawia, że rozwiązanie zagadki będzie dla czytelnika prawdziwym zaskoczeniem*.
Wstyd przyznać, ale Kto zabił Panią Skrof? przeczytałam jeszcze we wrześniu, jednak nie mogłam się zebrać, żeby napisać recenzję. Może dlatego, że pierwsze moje wrażenia podczas czytania były negatywne. Ale zacznijmy od początku.


Akcja książki toczy się w latach trzydziestych XX wieku w Helsinkach. Możemy poczuć atmosferę tamtego okresu, bo autor opisuje barwne życie towarzyskie – kabarety, kluby, tancerki. Chociaż brakowało mi klimatu, jaki potrafiła stworzyć Agatha Christie. Jej opisy życia elit londyńskich to był majstersztyk, te bale, kolacje, spektakle teatralne i operowe. W porównaniu z Londynem, Helsinki wydają się po prostu nudne.

Bohaterowie. Komisarz Palmu to detektyw ze starej szkoły, denerwujący otoczenie, bo zawsze musi postawić na swoim i zawsze wszystko wie najlepiej. Ale przynajmniej jest postacią wyrazistą, w przeciwieństwie do jego pomocnika Virty, który dopiero pod koniec książki, staje się interesujący, zaczyna sypać z rękawa teoriami na temat mordercy, ale też daje się prowadzić komisarzowi Palmu na smyczy.

O wiele ciekawsi byli podejrzani w sprawie morderstwa Almy Skrof. Panna Skrof, Kurt Kuurna i młody Lankela to plejada gwiazd, świecących na towarzyskim firmamencie Helsinek. Każdy coś ukrywa i kombinuje, a jednocześnie nie wskazuje nikogo innego, kto mógłby być mordercą. Najbardziej żenującą kwestią był dla mnie związek Panny Skrof z młodym Lankelą. Nie napiszę dlaczego, żeby nie zdradzić za wiele. Ale sprawa ich małżeństwa to był ten wątek powieści, który mnie rozczarował najbardziej. 

Śledztwo. Dziwnie prowadzone. Niby wszystko jasne, ale jakieś takie pogmatwane. Wiele niepotrzebnych scen, które nic nie wnosiły do książki. Dopiero pod koniec, dochodzenie wraca na właściwy tor.

Podsumowując, Kto zabił Panią Skrof?, pierwszy tom trylogii kryminalnej Waltariego zawiódł mnie. Niby przemyślana, ale niepotrzebnie pogmatwana fabuła, mdli główni bohaterowie, ciężkie pióro autora i tak naprawdę proste rozwiązanie zagadki. Owszem, trochę zaskakujące, ale uważny czytelnik szybko zorientuje się, kto jest mordercą. 

Jeśli macie ochotę spróbujcie poczytać o przygodach komisarza Palmu, może wam się uda odnaleźć atmosferę kryminałów Agathy Christie lub zobaczyć w głównym bohaterze fińskiego Sherlocka Holmesa. Mnie się nie udało.

Na koniec wspomnę jeszcze tylko, że teraz czytam Egipcjanina Sinuhe i bardzo mi się podoba. Może lepiej jednak zapamiętać Mikę Waltariego jako autora znakomitych powieści historycznych.




* nota wydawcy