Szkoła niezbędnych składników – Erika Bauermeister

Jakie są niezbędne składniki różnych potraw? Zależy od tego co przyrządzamy. Tak jak w życiu. W zależności od tego, jakie chcemy żeby ono było, dodajemy szczyptę tego lub tamtego. 

Taka właśnie jest powieść Eriki Bauermeister „Szkoła niezbędnych składników”. Jest to historia kilku osób, które spotykają się na kursie kulinarnym prowadzonym przez restauratorkę Lillian. Każdy rozdział przedstawia zajęcia z perspektywy innego bohatera. Ale też i każda postać tej książki jest inna. Claire – młoda żona i matka, Chloe – dwudziestolatka, która dopiero poznaje życie, Helen i Carl – małżeństwo emerytów, Isabel – żyjąca wspomnieniami, Antonia – Włoszka, zagubiona nieco życiem w USA, Ian – młody programista, Tom – prawnik, tęskniący za żoną.

Mnie najbardziej jednak spodobała się historia samej Lillian, gospodyni zajęć. Jej opowieść o dzieciństwie, matce i Abuelicie jest tak kojąca, ciepła, pełna czułości. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Daje nadzieję, że jak się chce to można, że warto próbować oraz że pasja kształtuje nasze życie. Bo Lillian nie została kucharką (to jest złe słowo, bo Lillian jest mistrzem gotowania i improwizacji) z przypadku. Wpływ na to miało jej dzieciństwo, matka i wspomniana Abuelita.

Powieść lekka i sympatyczna. Nie znajdziemy w niej górnolotnych wyrażeń, dysput filozoficznych, ani morału. Ale zapewni nam miłe popołudnie, fajny wieczór i zostawi po sobie wspomnienie przepisu na życie. Jak tytuł serialu. Bo ta książka ma w sobie przepis na życie. Każdy z bohaterów odnajduje swoje przeznaczenie, szczęście, albo zmienia podejście do życia, problemów i trosk.

Książki, filmy, seriale o gotowaniu stały się modne przy okazji „Julie&Julia”. Ale ta książka była akurat taka sobie. Więcej tam było przekleństw i narzekania niż gotowania. Za to „Szkoła niezbędnych składników” nie ma co prawda wyszukanej fabuły, skomplikowanych postaci, nie zawiera też przepisów kulinarnych, ale za to daje nam poczucie możliwości zmiany tego co niewykonalne. Wnosi w życie czytelnika jakieś światełko nadziei, że może być lepiej, że można jeszcze coś zmienić.

Polecam powieść Eriki Bauermeister jako lek na całe zło. Lekturę banalną, ale miłą i sympatyczną, odgradzającą od codzienności i wnoszącą powiew zmian na lepsze.