Zbawienie templariuszy – Raymond Khoury

Raymond Khoury aż siedem lat kazał czekać polskim czytelnikom na kontynuację przygód agenta Seana Reilly’ego i archeolożki Tessy Chaykin. Amerykańscy czytelnicy mieli niewiele lepiej, czekali bowiem lat pięć. Czy się opłacało? Tak. Używając przekornie formy niepoprawnej „moim osobistym” zdaniem tak, opłacało się.

„Zbawienie templariuszy” to kontynuacja „Ostatniego templariusza”, powieści Khoury’ego z 2005 roku. Bardzo dobrej powieści. Pełnej napięcia, ciekawych wątków, zwrotów akcji. No i moich ukochanych templariuszy. Czy „Zbawienie templariuszy” dało radę?

Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy agent FBI Sean Reilly wkracza do Watykanu wraz z irańskim profesorem i prosi o zgodę na przejrzenie pewnych ksiąg. Musi to zrobić, by uratować Tessę, porwaną przez terrorystę, który chce odnaleźć bardzo stare dokumenty. Równolegle poznajemy historię poszukiwanych kodeksów, których strzegli templariusze oraz historię samych rycerzy i ich przygód.

Warto było czekać kilka lat, by poznać nowe przygody nietypowej pary. Książka jest tak samo dobra jak pierwsza, chociaż pod innymi względami. „Ostatni templariusz” był bardziej historyczny. Wprawdzie w obu częściach niektóre fakty historyczne były naginane i dopasowywane do wątków powieściowych, ale „Ostatni templariusz” miał atmosferę bardziej historyczną. Czytając go czuło się tamte czasy. Natomiast „Zbawienie templariuszy” jest bardziej współczesne. Nawet rozdziały opisujące przygody templariuszy czyta się bardziej jak przygodówkę, niż coś co się wydarzyło/mogło wydarzyć naprawdę.

Ale nie jest to wcale wadą. Przeciwnie dzięki temu książka jest lżejsza w czytaniu, bardziej odpręża i relaksuje. Czytelnik przenosi się w inny świat i przeżywa wraz z bohaterami kolejne przygody. Ucieka ulicami Watykanu, podróżuje po Turcji, ale również poznaje kulturę sufich, dowiaduje się co nieco o templariuszach i z wypiekami na twarzy uczestniczy w wykopaliskach.

Lekkie pióro autora, stylem nawiązujące do Dana Browna i „Kodu Leonarda da Vinci” powoduje, że powieść czyta się szybko, ale nie ”przelatuje”. Tutaj każdy szczegół jest ważny, by rozwikłać zagadkę skarbu templariuszy.

Polecam. Miłośnikom historii, przygód i Dana Browna. Każdy znajdzie coś dla siebie. Mnie ta książka zmobilizowała do poszerzenia wiedzy o templariuszach. Bo tak naprawdę niewiele o nich wiadomo nawet historykom, a co dopiero przeciętnemu zjadaczowi chleba. Ponadto chętnie sięgnę także po dwie inne powieści Raymonda Khoury’ego „Sanktuarium” i „Znak”.