Azazel – Boris Akunin, czyli moje pierwsze spotkanie z Fandorinem

Pierwsza książka Borisa Akunina z serii o Fandorinie, „Azazel” wydana została w 1998, a w Polsce w 2003 roku. Historia młodego kancelisty Erasta Pietrowicza Fandorina, pracownika moskiewskiego Urzędu Śledczego to nie jest zwykły kryminał. To  opowieść nieprzewidywalna.


Zacznijmy od początku. Student Wydziału Prawa popełnia samobójstwo na środku parku, na oczach kilkunastu osób, w piękny majowy dzień. Fandorin, młody śledczy, zaintrygowany nietypowym samobójstwem zaczyna drążyć sprawę i odkrywa drugie dno. Trop prowadzi do Londynu, a policjant raz po raz pakuje się w kłopoty. I nie wiadomo, czy to szczęście, czy spryt pozwalają mu wychodzić z nich bez szwanku. Jednak niebezpieczeństwo czyha na każdym rogu, a Fandorin nie ustaje w poszukiwaniach rozwiązania zagadki. Dodajmy jeszcze, że cała sprawa rozgrywa się w XIX-wiecznej Rosji. Gdzie jak wiadomo, nie były jeszcze znane w tamtym okresie dzisiejsze metody śledcze. A rozwiązywanie spraw kryminalnych wymagało myślenia, sprytu i inteligencji.

Boris Akunin znalazł przepis na kryminał doskonały. Mogę wymienić tylko zalety. Przede wszystkim nie jest to opasłe tomisko w stylu Läckberg czy Marklund. Książki Akunina liczą przeważnie około 200 stron. I są wypełnione treścią ważną dla fabuły, od początku do końca. Nie ma tu zbędnych ozdobników, ani rozważań. Nawet znienawidzone przez mnie „opisy przyrody”, tutaj są elementem niezbędnym, współgrającym z całą resztą książki. Ponadto tło historyczne i obyczajowe. Cudo, inaczej się nie da określić. Rok 1876, druga połowa XIX wieku w Moskwie. Ale także w Sankt Petersburgu i Londynie. Pojawiają się nowe wynalazki, skonstruowany kilkanaście lat wcześniej telegraf i zupełnie nowe urządzenie – telefon. Jednocześnie wszystkie te wstawki historyczne są tak delikatne, że nie będą przeszkadzać osobom nie lubiącym historii. No i zakończenie. Nieprzewidywalne kompletnie i to w wątku, gdzie akurat zupełnie się tego nie spodziewałam.

Spójna fabuła, wyraźnie zarysowane postacie, logicznie poukładane wątki, wynikające jeden z drugiego. Śledztwo prowadzone w prosty sposób, a jednocześnie zaskakujące na każdym kroku. Chociaż bardziej zaskakujące były dla mnie przygody samego Fandorina, niż zagadka tajemniczego Azazela.

Podsumowując, świetna powieść, zwłaszcza na tle tak popularnych ostatnio skandynawskich kryminałów. Jak mawiała moja polonistka „krótko, zwięźle i na temat”. Już czeka na mnie drugi tom przygód Fandorina, a z pewnością pokuszę się o następne. Polecam. Zwłaszcza tym znudzonym współczesnymi kryminałami, gdzie wszystko staje się powoli przewidywalne i typowe dla gatunku.