Show must go on, czyli o UnReal słów kilka

http://www.filmweb.pl/serial/UnREAL-2015-710930#
Kamery są wszędzie. Śledzą każdy Twój ruch. Mikrofony wyłapują każdą wypowiedź. Widać i słychać wszystko. To nie jest orwellowski „Rok 1984”. To czasy, w których żyjemy.

Kilkanaście lat temu nastał boom na reality show. Big Brother był fenomenem. Nie był to program ani mądry, ani ciekawy, nie wnosił nic do życia przeciętnego człowieka. Ale oglądał go każdy. Bo tego jeszcze nie było. Grupa ludzi dała się zamknąć w domu pełnym kamer, odrzeć z prywatności  wykonywać zadania powierzone przez Wielkiego Brata, tylko po to, by mieć szansę na wygraną. No dobra, niektórzy poszli tam po przygodę, bo to było coś nowego, ale jednak poszli. Z czasem reality show zaczęły się mnożyć. Stacje telewizyjne prześcigały się w tworzeniu nowych formatów. I tak zrodził się pomysł na program „Kawaler do wzięcia”.  Przyznam, że nie oglądałam, więc mam jedynie ogólne pojęcie o co w tym chodziło. Tytułowy kawaler miał wybrać spośród kilkunastu kandydatek tę jedną jedyną, potencjalną przyszłą żonę.

I tak właśnie wygląda reality show przedstawione w serialu „UnReal”. Świetnej amerykańskiej produkcji doskonale obnażającej mechanizmy działania takich programów. Główna bohaterka Rachel jest jedną z producentek programu „Everlasting”, w którym przystojny i bogaty Adam ma wybrać przyszłą żonę. A trzeba wam wiedzieć, że Rachel jest najlepsza w swoim fachu. Knuje, kłamie na zawołanie, dwulicowość pełną gębą. Zrobi wszystko by wygrała jedna z dziewczyn, które są w jej stajni. Musicie bowiem wiedzieć, że producentów jest kilku, a każdy z nich ma przydzieloną grupę kandydatek, którymi ma zarządzać i prowadzić je tak, by wygrały program. Oczywiście są też odgórne nakazy. W każdej edycji programu muszą być określone typy charakterów. Poszczególne kandydatki kreowane więc są na zdzirę, dziewicę, rozpuszczoną, głupią, mądrą, mamuśkę. Producenci mają za zadanie tak pokierować rozmowami dziewczyn, ich indywidualnymi wypowiedziami do kamery, żeby osiągnąć konkretne efekty.

Podchodziłam do „UnReal” ostrożnie. A już po pierwszym odcinku zakochałam się. Shiri Appleby jest rewelacyjna w roli Rachel. Dodam, że na początku dałam wyraz swojemu nieogarnianiu i długo zastanawiałam się skąd znam tę aktorkę, opamiętanie przyszło po trzech odcinkach – „Roswell”, kultowy serial przełomu wieków. Ale wracając do tematu. Shiri Appleby daje czadu. Jest fałszywa, dwulicowa, nie cofnie się przed niczym, choć potrafi okazać serce nawet jeśli nie do końca jest to po jej myśli. A jej relacja z Adamem i Jeremym to ciągła jazda bez trzymanki.

Świetna Constance Zimmer jako bezwzględna producent wykonawcza Quinn King. Kocham tę postać. Jest przykładem kobiety sukcesu, która potrafi walczyć o swoje. Owszem jest wredna, ale zawsze staje w obronie swoich pracowników. I na koniec rozbrajający mnie w każdym odcinku Crieg Bierko jako Chet. Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć.


Sądząc po opisie „UnReal” wydaje się być słabym serialem, ale kiedy już się go obejrzy to człowiek nie może przestać o nim myśleć i chciałby więcej i więcej. Bardzo ciekawa fabuła, świetni bohaterowie, zarówno w sensie napisanych postaci, jak i sposobu ich zagrania, i przede wszystkim świat reality show zza kulis pokazujący jak wielką manipulacją są wszystkie tego typu produkcje. „UnReal” to dziesięć odcinków, które zasługują na waszą uwagę. A drugi sezon w przyszłym roku.
Przypominam o ANKIECIE. Można wypełniać do 10 września.