Ekspozycja – Remigiusz Mróz

Wszyscy zachwycają się książkami Remigiusza Mroza. Najpierw naczytałam się pozytywnych recenzji o „Parabellum”, ale nie lubię klimatów wojennych, więc odpuściłam. Potem wychwalano „Kasację”, ale zanim się zebrałam do lektury, Mróz wydał kolejną powieść, rozpoczynającą nowy cykl „Ekspozycję”. I tym razem czytelnicy rozpływali się nad stylem autora, genialnością fabuły i cudownością bohaterów. I na ten lep dałam się złapać.

Książka zaczyna się rewelacyjnie. Trup na Giewoncie. No proszę Państwa tego nie wymyśliłaby ani Joanna Chmielewska ani żaden guru skandynawskiego kryminału.  Znaleźli tego trupa przywiązanego do krzyża na Giewoncie i to z monetą w zębach. Zaczyna się ciekawie, a będzie jeszcze lepiej.  Na miejsce zbrodni przyjeżdża, choć adekwatniej chyba byłoby napisać, że się wspina Wiktor Forst, policjant o bardzo kiepskiej reputacji, znany z tego, że robi wszystko co, czego mu nie wolno. Zaczyna się śledztwo pełne przeszkód, a komisarz Forst będzie je pokonywać razem z dziennikarką Olgą Szrebską. Na wierzch wyciągnięte zostaną dawno zapomniane grzechy. Kto poniesie za nie karę?

Zaczynało się rewelacyjnie. Naprawdę ten Giewont zbił mnie z pantałyku i z początku byłam zachwycona książką. Remigiusz Mróz miał świetny pomysł na fabułę. Niestety moim zdaniem spieprzył go w 70%.  Na plus zaliczam pomysł z monetami i związaną z nimi historią. Z pewnością wymagało to sporej pracy, researchu, bo widać, że autor merytorycznie się świetnie przygotował. Motyw zabójstwa również mi się podobał. I to tyle.

Minusy wymienię w punktach, bo tak mi łatwiej:
– bohaterowie Wiktor Forst i Olga Szrebska jacyś tacy papierowi, nie sposób ich polubić, erotoman Forst i nijaka dziennikarka to połączenie zdecydowanie autorowi nie wyszło


– przesada – absurd goni absurd, ilość przygód jaką zaserwował autor bohaterom przypomina mi coś w stylu ‘zabili go i uciekł’; niektóre sytuacje czytałam z niedowierzaniem, że aż taką fikcję można popełnić, sporo z nich nie ma w sobie krzty realizmu

– rosyjski wątek Forsta, moim zdaniem zupełnie niepotrzebny i przede wszystkim niesmaczny, a ja naprawdę jestem odporna na wiele rzeczy

– Jagiellonka – no cóż, wprawdzie to nie skreśliło książki w moich oczach o czym już pisałam na fp, ale jako rodowita krakowianka muszę napisać, że Jagiellonka to określenie Biblioteki Jagiellońskiej, a nie Uniwersytetu i nijak nie da się tam studiować. Tak wiem, że jest to dość często popełniany błąd  i pewnie nikt spoza Krakowa nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jeśli autor wkłada w usta bohatera zdanie, że ‘ojciec studiował na Jagiellonce’ to po pierwsze redakcja/korekta powinna takie rzeczy wyłapywać, po drugie skoro to ojciec głównego bohatera studiował w Krakowie to ów bohater powinien wiedzieć jak brzmi poprawne określenie uczelni.

Podsumowując „Ekspozycja” to książka mocno przeciętna. Dobrze się ją czyta i to wszystko. Świetny pomysł na fabułę przepadł w zderzeniu z kiepskim wykonaniem. Po tych wszystkich zachwytach czytelników, czekałam na jakąś rewelację, a dostałam stratę kilku godzin. Mimo zaskakującego zakończenia (choć po komentarzach znajomych domyślałam się, jakie ono będzie) nie jestem ciekawa co będzie dalej.  Macie ochotę przeczytać „Ekspozycję” to czytajcie, ale na własną odpowiedzialność, ja nie polecam.