Zalety:
– pomysł na książkę świetny
Wady:
– świetny pomysł na książkę kompletnie nie wykorzystany, jak to powiedziała Kasiek „cała para poszła w gwizdek”, tajemnica rodzinna potraktowana po macoszemu, jakby autorka tak się rozpisała na inne tematy, że zapomniała, czego książka miała dotyczyć i na końcu sobie przypomniała, że aha jeszcze trzeba rozwiązać rodzinną zagadkę
– powieść obyczajowa, ja rozumiem, ale wypełniona po brzegi, aż się wylewa, problemami małżeńskimi Marty, moim zdaniem w dużej mierze jest sama sobie winna, a jednocześnie kompletnie nieporadna, a szumnie zapowiadana na pierwszych stronach tajemnica rodzinna jest mówiąc kolokwialnie do kitu, no i te sny Uli, że takie realne niby, ale podszyte duchami, nadnaturalnością i dziwnymi zjawiskami, jeśli miały wprowadzać klimat tajemniczości to się to nie udało, zero klimatu
– aa jeszcze miały być kulinaria, no owszem coś tam było, Marta i Grażyna gotują różne potrawy na początku książki, ale potem to wszystko się rozmywa i dowiadujemy się tylko co stało na Wielkanocnym stole, a na końcu książki jest kilka przepisów, ale w porównaniu do tak modnych ostatnio książek z gotowaniem w tle, „Młyn nad Czarnym Potokiem” w żadnym wypadku nie spełnia kryteriów gatunku
– nijacy bohaterowie, Marta, która mi nieustannie działała na nerwy, szamocząca się między sobą, dzieckiem, mężem, rodziną, pracą i właściwie wszystkim, bo nie było nic co by Marcie pasowało, żyjący we własnym świecie mąż, którego nie potrafi przywołać do porządku, sama Marta robiła na mnie wrażenie wiecznie skwaszonej i narzekającej, nawet w tych chwilach, kiedy zaczynała być zadowolona i teoretycznie podejmowała decyzję o zmianach w swoim życiu, choć tak naprawdę ona musiała się tylko zgodzić, bo wszystko miała podane na tacy
– Grażyna, siostra Marty, ta to mi się podobała, naprawdę fajnie napisana postać, dopóki autorka na ostatnich stronach nie dopisała jeszcze jednego rozdziału do życia Grażyny, który kompletnie do niej nie pasował
– Adam, mąż Marty, miałam ochotę trząść nim za każdym razem, gdy się pojawiał w książce, ale z podobnych powodów miałam ochotę potrząsnąć Martą, bo wina leży po stronie ich obojga, więc mają na co zasłużyli
Podsumowanie:
Nudna, bezbarwna historia o wszystkim i o niczym. Czytelnik cały czas czeka, aż coś się wydarzy, ale niestety się nie doczeka. Zero klimatu, zero elementu zaskoczenia, zero napięcia. Nie wiem co się stało, że po świetnym „Zamówieniu z Francji” i rewelacyjnym „Dworku pod Lipami”, autorka napisała tak słabą książkę, mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy i następnym razem będzie lepiej, ale ja już będę do kolejnych tytułów podchodzić z dużą rezerwą. Cieszy mnie jedno, że „Młyn nad Czarnym Potokiem” kupiłam w formie ebooka, bo po pierwsze wydałam mniej pieniędzy na kiepską książkę, po drugie nie zajmuje mi miejsca na półce.